sobota, 21 marca 2009

Okopy

Filmu o Jerzym Popiełuszce jeszcze nie oglądałem, choć zamierzam. Brakuje mi jedynie czasu na wybranie się do kina, a gdy czas już mam to wolę wyruszyć gdzieś za miasto. W ubiegłą niedzielę wybór padł na Okopy, niewielką wieś w pobliżu Suchowoli.

Jadąc prostą drogą z Białegostoku, nie byłoby to więcej niż 50 - 60 kilometrów, ale postanowiliśmy jechać nieco dookoła - przez Knyszyn, Jasionówkę, Korycin i Janów - jedne z bardziej interesujących miejscowości na północ od Białegostoku.

Na drodze między Janowem a Suchowolą mijamy drogowskazy i wioski o litewsko i rusińsko brzmiących nazwach, a właściwie posiadających litewskie i rusińskie rdzenie. Do tych litewskobrzmiących bez wątpienia należą: Skidlewo, Dryga, Kizielany, Dubasiewszczyzna, a te z rusińskim rdzeniem to: Nowe Stojło czy Trofimówka. Krajobraz tych okolic jest charakterystyczny dla północnych obrzeży Puszczy Knyszyńskiej - lekko falujący niewysokimi morenowymi wzgórzami, gdzieniegdzie tylko porośniętymi niewielkimi laskami sosnowymi, przepiękny wczesną wiosną rozkwitającą wszystkimi soczystymi odcieniami zieleni.

Przed samymi Okopami, przy zjeździe ze wzgórza tuż za Suchowolą roztacza się niewiarygodny wręcz widok, podobny widziałem gdzieś tuż przed Alytusem na Litwie - rozległa panorama z granatowym lasem na horyzoncie, w dole dolina z lasem jeszcze skwapliwie kryjącym zwały śniegu, a dalej kolejne wzgórza, za nimi jeszcze następne. W lesie na dnie kotlinki skręcamy w lewo, po drodze mijamy jakby sztucznie usypane wzgórza, przypominające średniowieczne grodziska, bo nie mogą być to przecież szańce, które oglądał Sienkiewicz przed napisaniem “Potopu”, choć z drugiej strony nazwa wsi - Okopy mogłaby wskazywać, że były tu jakieś umocnienia, czy to jednak te, na których rozegrała się bitwa w czasie potopu szwedzkiego pewności nie mam. Asfaltowa droga, dziurawa jak szwajcarski ser wije się serpentynami u podnóża tych wzgórz. Być może za sprawą braku słońca, porozrzucanych jeszcze gdzieniegdzie płatów brudnego śniegu, ogólnej szaroburej tonacji, odnoszę wrażenie, że jest to miejsce ponure, budzące swego rodzaju trudną do wyjaśnienia grozę, choć nie wątpię, że wiosną czy latem musi być tu dużo bardziej urokliwie.

Wreszcie dojeżdżamy do wioski. Tablica Okopy. Mijamy kilka opuszczonych drewnianych chałup, kilka zamieszkałych, niektóre odnowione wyglądają bardziej na domki letniskowe niż miejsce stałego zamieszkania.

Prawdę powiedziawszy nie przyjechaliśmy tu po to, by zobaczyć dom, w którym urodził się ksiądz Jerzy, ledwie raz widziałem go na zdjęciu w gazecie i na dodatek nie jestem w stanie go rozpoznać wśród tych, które mijamy. Bardziej zależało nam na atmosferze samego miejsca. Głęboko wierzę w to, że otoczenie czysto zewnętrzne - krajobraz, klimat, architektura kształtują człowieka, który na takie kształtowanie jest otwarty. Chciałem zobaczyć jak wygląda miejsce, w którym urodził się człowiek bez wątpienia święty.




Wieś wywarła na mnie wrażenie przygnębiające. Po przejechaniu na jej drugi kraniec wyszliśmy z samochodu, by się nieco rozejrzeć.

Przy polnej drodze dostrzegamy dość ciekawy stary krzyż.



W czasie, gdy kontemplujemy ów przydrożny zabytek, podchodzi do nas mężczyzna w średnim wieku, w niedbale nałożonej czapce, rozpiętej kurtce, gumowcach.W jego spojrzeniu czai się nieufność, pozdrawiamy go pierwsi, nawiązujemy rozmowę. Alkoholowy oddech, kilka zamienionych zdań i wszystko wskazuje na to, że mężczyzna jest tak typowym dla wsi ściany wschodniej starym kawalerem, który smutki topi w duchu puszczy albo podobnym trunku. Młode kobiety hurmem uciekają ze wsi, młodzi mężczyźni także, ale mimo wszystko nie słyszy się o zjawisku staropanieństwa na wsi, a starokawalerstwo jest dość poważnym problemem. I choć podejrzliwość do końca się nie rozpierzcha, to można odnieść wrażenie, że naszego rozmówcę na wsi trzyma swego rodzaju ze wszech miar pożądany sentymentalizm. Ożywia się i rozrzewnia, gdy opowiada nam o swoich dziadkach i pradziadkach, mających, kiedyś chałupę na wzgórzu, które wskazuje nam skinieniem głowy. Naszą rozmowę przerywają dwie jadące na skuterze nastoletnie dziewczyny. Później pojawia się jakiś samochód i mężczyzna, jakby nieco spłoszony żegna się z nami. Więcej osób już w Okopach nie spotkamy.

Wrażenie posępności miejsca potęguje jeszcze kapliczka wyglądająca jak nagrobek przy jednym z opuszczonych domostw z inskrypcją informującą, o tym, że w tym miejscu w 1999 r. zginał śmiercią tragiczną jakiś młody człowiek, oraz dwa krzyże nieopodal ustawione między asfaltową drogą a porośniętymi zeschniętą trawą fundamentami nieistniejącego już domostwa, w tym jeden z tabliczką z napisem, iż w tym miejscu spoczywa rodzina bodaj Pacewiczów pochowana w 1908.



7 komentarzy:

anna pisze...

Hej, bez przesady z tą świętością ks. Popiełuszki, legendę łatwo dopisać, do niewątpliwie tragicznego końca...


A przy okazji cóż to za język rusiński??? Zdziwiliby się moi dziadkowie a babcia śmieje się słysząc, że podobno rozumiała białoruski - nie ma takiego języka! to też chory wymysł badaczy z Warszawki, ludność tutejsza nigdy nie słyszała, że nie jest polską...

wschody słońca pisze...

Moja intuicja podpowiada mi, że jedank świętm był.

Język rusiński - nie należy mylić z językiem rosyjskim - istnieje, sam go słyszałem w Różanymstoku, mieszkańcy okolicznych wiosek zgromadzeni pod kościołem w takim języku właśnie rozmawiali, na pewno nie był to język polski, ani rosyjski. Możemy go nazwać językiem białoruskim, i nic tu do rzeczy nie mają badacze z warszawki. W maju tego roku język białoruski zdarzyło mi się słyszeć w Miednikach, niedaleko Wilna. Polecam też lekturę "Naszej Niwy" www.nn.by, albo innego czasopisma w języku białoruskim www.westki.info. I tu też zapewne badacze z warszawaki nie maczali swoich palców. Niedawno też znajoma z Sokółki podała mi kilka przykładów języka, jakim posługuje się jej babcia, wyznania rzymsko-katolickiego, która uważa się za Polkę. Nie jest to bez wątpienia ani język polski, ani rosyjski.

anna pisze...

Niesamowite wrażenie, tak sobie weszłam na Twoje strony szukając w internecie korzeni swojej rodziny i zostałam przez kilka godzin zachwycona stylem i jak już pisałam ogromem wiedzy, niesamowite, że odpowiadasz...

A ponieważ odpowiedź już jest to i zobowiązuje do jaśniejszego wyjaśnienia moejgo, dość pewnie, zdaję sobie sprawę, w dzisiejszych czasach niepopularnego poglądu dot. języka rusińskiego, zareagowałam krótko, bez szczegółów. Ad rem: Rosyjskiego chyba nikt nie myli z rusińskim (?), Będąc na wakacjach w Dubaśnie, skąd pochodzi mój ojciec, sama słyszałam babcię i dziadka mówiącego w jakimś dziwnym języku, ale nie widzę powodu, żeby go wyodrębniać. W domu wyjaśniano mi prosto, wszyscy tam tak mówią a o Białorusinach nikt nie słyszał - to wymysł czasów dzisiejszych. Po prostu chłopi tak mówili i już! Chłopi p o l s c y zaznaczam, tak jak i ukraińscy po swojemu. Białorusinem zgodnie z tradycją był, jak sam intuicyjnie wspominasz, ktoś o wyznaniu prawosławnym i to było właściwe i jedyne kryterium podziału na tych ziemiach prze wieki. Sama jestem filologiem i wiem, że wszystko można zbadać, wyodrębnić i nazwać...

Pozdrawiam

anna pisze...

O ks. Popiełuszkę spierać się nie będę, ale moja rodzina z Suchowoli, znająca go, ma na ten temat swoje zdanie - każdemu wolno mieć swoich świętych - oczywiście czapki z głów odnośnie tragedii...

wschody słońca pisze...

Faktem jest to, że na północ od Białegostoku, zwłaszcza w okolicach Suchowoli, Sokółki, nikt nie określi siebie Białorusinem, nawet jeśli włada językiem który ja nzwałem rusińskim - wyoderębnić go należy, bo to nie jest już dialekt, czy język białoruski, tego nie jestem pewien. Na tych terenach o przynależności narodowej decydowało i decyduje wyznanie, i tak stereotypowo, jeśli katolik to Polak, jeśli prawosławny to "Ruski" albo "Białorus", ale ta mozaika etniczna jest w rzeczywistości dużo bardziej skomplikowana. Katolikami mogą tu być także osoby pochodzenia bałtyjskiego - np. Litwini albo niedobitkowie plemienia Jaćwingów na przykład. Ponadto wielu Rusinów z Wielkiego Księstwa Litewskiego przyjęło w 1596 i później Unię Brzeską, następnie po jej likwidacji na tych ziemiach, znajdujących się w granicach Cesarstwa Rosyjskiego, w 1839 r. zostało siłą nawróconych na prawosławie. Później z kolei po wydanie ukazu tolerancyjnego przez cara w 1905 r. dawni unici, a raczej potomkowie unitów, nie majac już możliwości powrotu do wyznania unickiego - jako, że go nie przywrócono - przechodziło na katolicyzm, bo ten był im dużo bliższy niż prawosławie. I tak zostając katolikami, stali się automatycznie niemal Polakami, mając korzenie rusińskie, litewski, a może nawet i jaćwieskie. Istnieje w ogóle teoria mówiąca o tym, że Białorusini powstali ze zmieszania plemion bałtyjskich ze słowiańskimi.

sokólszczak pisze...

Nie ma języka rusińskiego. Na sokólszczyźnie do dziś używane są dialekty języka białoruskiego. To, że większość ludności to rzymscy katolicy i fakt pozostawania sokólszczyzny od 1921 roku w granicach Polski (kiedyś to było Wielkie Księstwo Litewskie) - spowodował polonizację tutejszych ludzi pochodzenia białoruskiego. Białorusini to mieszanka rusko-bałtycka, stąd tak wiele nazwisk i nazw litewsko brzmiących. W XV-XVI wieku pojaćwieska puszcza, jaką była sokólszczyzna, została zasiedlona przez ludność białoruską z okolic Grodna i Wołkowyska. Polskiego osadnictwa nigdy tu nie było. Prawdą jest, że ludzie na sokólszczyżnie przeważnie nie określali się jako Białorusini. Do końca XIX wieku używano określenia "Litwini", "chłopi litewscy" - z powodu przynależności do WKL przed rozbiorami. Po I wojnie administracja polska dbała o to, aby ludzie uważali się za Polaków, a swój język uważali za polski "prosty" język. Nauczania ojczystego języka białoruskiego zabroniono. I stąd stan swiadomości narodowej jest jaki jest. A ksiądz Jerzy też w dzieciństwie mówił po białorusku. Nie ma w tym nic dziwnego, bo jego rodzice z trudem potrafili formułować zdania po polsku,choć też uczyli się w polskiej szkole.

wschody słońca pisze...

Ten język rusiński to taki troszkę "mój twór", tj. dziś mamy język białoruski, ale czy w XV wieku można mówić o języku białoruskim? W literaturze spotyka się określenia języka, w którym były sporządzane dokumenty Wielkiego Księstwa Litewskiego - starobiałoruskim, ale spotkałem się też z określeniami język rusiński. Nie było wówczas Białorusi, tylko księstwa rusińskie, bo też przecież nie ruskie, Białorusini to nie mieszanka ludności rusko - bałtyjskiej, ale rusińsko - bałtyjskiej. Dawne Księstwo Połockie trudno nazwać Rusią, ale też trudno nazwać Białorusią.

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...