poniedziałek, 9 marca 2009

Eustachy Rylski

Jakże trudno było się oderwać, przeczytałem wszystko, co udało mi się odnaleźć w miejscowych księgarniach. “Warunek”, “Powrót”, “Stankiewicz”, “Człowiek w cieniu”, “Po śniadaniu”, “Wyspa”. Pozornie literatura nie pozostawiająca żadnych złudzeń, nie dająca żadnej nadziei, żadnego pozytywnego bohatera, żadnego pozytywnego wzorca, niemal bez miejsca na odrobinę dobra, duszna i drążąca, zmuszająca do wyzbycia się ostatnich potrzaskanych kawałków rojeń i iluzji, że może nas spotkać coś szczerego, prawdziwego i absolutnie dobrego. Jednak to tylko pozory, bo jej język stanowi całkowite zaprzeczenie przedstawionego świata. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pisarz władający takim magnetyzującym, kojącym językiem nie wskazuje czytelnikowi kierunku. Świat bez złudzeń, bez nadziei istnieje, a język, którym został przedstawiony wznosi czytelnika ponad ten rozpaczliwy pejzaż. Język, a nie świat przedstawiony daje nadzieję. Język, od którego nie sposób się oderwać, uzależniający całkowicie, język, który chcę się chłonąć, i który - jestem przekonany - w sposób zamierzony ma czynić nas lepszymi.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...