Wracając do występu zespołu Nagual - młodzi ludzie zaczynają ostro, tanecznie, z każdą minutą rozgrzewając publiczność coraz bardziej, pod sceną formuje się nawet grupa tańczących, mnie z kolegą aż korci, by się do nich dołączyć, ale 33 - latkowie, to już przecież staruszkowie, którzy do obijających się nastolatków i dwudziestokilkulatków już raczej nie dołączą. Te czasy minęły bezpowrotnie, a szkoda, wielka szkoda...
Informacja ze strony zespołu: "Pierwsze o czym chciałoby się wspomnieć, to zmiany w muzyce: drive, trans, taneczne rytmy, połączenie world music z pierwotną energią punka, to jest od kameralnej etno - awangardy przeszliśmy do błotnego, bagiennego punka. (...) Dlaczego bagienny punk? Po długich rozważaniach wydaje się nam, że korzenie naszej muzyki tkwią w bagnach. Bagno to taka bezdenna siła, gęsta i bajkowa. W naszej świadomości, we krwi wiele bagna. Ciągnie nas na nie szczególnie jesienią tak, jak ptaki odlatujące na południe.
Mamy i ojcowie rodzili nas, a babcie i dziadkowie prowadzali do lasu, uczyli jak odróżnić pomidora od ogórka, i jak nie spaść z ogona ducha bagien, dlatego nasza pieśń potrafi latać. I wszyscy oni uczyli nas kochać.
Sami wymyślamy nasze pieśni i robimy taki folklor, jaki nam wychodzi, ale nie bez udziału światowego dziedzictwa. Mamy jednak swój własny język, zrozumiały bez konieczności tłumaczenia. Tak - mówią - śpiewa serce, śpiewa flora i fauna."
Muzycy nie tylko tworzą interesującą muzykę, ale też znakomicie poruszają się na scenie. Tańczący klarnecista, tańcząca od czasu do czasu sympatyczna cymbalistka i radosny wokalista wprowadzają taką atmosferę, że nawet pomimo paskudnej pogody - marznący deszcz przeszedł w międzyczasie w deszcz ze śniegiem - sami odczuwamy nieprzepartą potrzebę tańca. Wokalista w przerwach między utworami zachęca tych, któzy jeszcze nie dołączyli do skaczącej pod sceną grupy młodych ludzi, do tańca, bez większego jednak efektu.
Z każdym utworem w muzyce pojawia się coraz wyraźniejszy bit, więcej transu, cymbały stają się coraz dźwięczniejsze; pobrzmiewają w niej momentami echa białoruskiej muzyki ludowej, gitarowe riffy przypomniają nieco litewski zespół Żalvarinis, kolega doszukuję się w nich wpływów Red Hot Chili Peppers.
Występ nie trwał dłużej niż 45 minut, wlał jednak w nas tyle energii, że czuję ją w sobie jeszcze dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz