poniedziałek, 11 stycznia 2010

Nagual - białoruskie granie

Przeczucie mnie nie myliło. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, okropny zimowy dzień, pod wieczór zaczyna padać marznący deszcz, najpierw drobinki czstego lodu tłuką w okna, a później czuję je na swojej twarzy. Przed godziną 17 stajemy przed sceną. Przeczucie, o którym mowa na początku podpowiadało mi, że zespół młodych sympatycznych ludzi z Białorusi o nazwie - Nagual, może być najbardziej interesującą grupą tego dnia. Gitara, gitara basowa, perkusja, bębny, cymbały, klarnet, kolorowe stroje, co najmniej dwóch panów wyglądających jak rastamani. Zaczynają grać, ostro, pankowo, rave'owo, trochę w tym folku, etno, dance, transu, słowem interesujące brzmienie. Że muzyka białoruska jest wyjątkowo świeża, żywa, poszkująca i niezmiernie ciekawa miałem okazję przekonac się słuchając białoruskich stacji radiowych w czasie wojaży po Litwie. Podczas podróży po Podlasiu  chętnie natomiast słucham Radia Racja, które w samochodzie odbieram jeszcze do Łomży. Słuchając Radia Racja odnoszę wrażenie, że mogłoby ono grać cały dzien muzykę białoruską i repertuar nie zostałby wyczerpany, nie wiem czy byłboy to możliwe z polską muzyką. Pomiajm już to, że złapanie itneresującego polskeigo radia graniczy z cudem. RMF FM, Zet, ESKA, ESKA ROCK, i tym podobne brzmią niemal identycznie, te same zdarte hity, nieciekawy pop, pseudo rock, nudny dance, drętwe gadki i żarty prowadzących, sensacyjne newsy, muzyki dobrej jak na lekarstwo, w zasadzie w ogóle się nie trafia. Klasę trzyma jeszcze Trójka, Radio Euro - ale to akurat nie wszędzie ma zasięg.

Wracając do występu zespołu Nagual - młodzi ludzie zaczynają ostro, tanecznie, z każdą minutą rozgrzewając publiczność coraz bardziej, pod sceną formuje się nawet grupa tańczących, mnie z kolegą aż korci, by się do nich dołączyć, ale 33 - latkowie, to już przecież staruszkowie, którzy do obijających się nastolatków i dwudziestokilkulatków już raczej nie dołączą. Te czasy minęły bezpowrotnie, a szkoda, wielka szkoda...

Informacja ze strony zespołu: "Pierwsze o czym chciałoby się wspomnieć, to zmiany w muzyce: drive, trans, taneczne rytmy, połączenie world music z pierwotną energią punka, to jest od kameralnej etno - awangardy przeszliśmy do błotnego, bagiennego punka. (...) Dlaczego bagienny punk? Po długich rozważaniach wydaje się nam, że korzenie naszej muzyki tkwią w bagnach. Bagno to taka bezdenna siła, gęsta i bajkowa. W naszej świadomości, we krwi wiele bagna. Ciągnie nas na nie szczególnie jesienią tak, jak ptaki odlatujące na południe.

Mamy i ojcowie rodzili nas, a babcie i dziadkowie prowadzali do lasu, uczyli jak odróżnić pomidora od ogórka, i jak nie spaść z ogona ducha bagien, dlatego nasza pieśń potrafi latać. I wszyscy oni uczyli nas kochać.

Sami wymyślamy nasze pieśni i robimy taki folklor, jaki nam wychodzi, ale nie bez udziału światowego dziedzictwa. Mamy jednak swój własny język, zrozumiały bez konieczności tłumaczenia. Tak - mówią - śpiewa serce, śpiewa flora i fauna."

Muzycy nie tylko tworzą interesującą muzykę, ale też znakomicie poruszają się na scenie. Tańczący klarnecista, tańcząca od czasu do czasu sympatyczna cymbalistka i radosny wokalista wprowadzają taką atmosferę, że nawet pomimo paskudnej pogody - marznący deszcz przeszedł w międzyczasie w deszcz ze śniegiem - sami odczuwamy nieprzepartą potrzebę tańca. Wokalista w przerwach między utworami zachęca tych, któzy jeszcze nie dołączyli do skaczącej pod sceną grupy młodych ludzi, do tańca, bez większego jednak efektu.

Z każdym utworem w muzyce pojawia się coraz wyraźniejszy bit, więcej transu, cymbały stają się coraz dźwięczniejsze; pobrzmiewają w niej momentami echa białoruskiej muzyki ludowej, gitarowe riffy przypomniają nieco litewski zespół Żalvarinis, kolega doszukuję się w nich wpływów Red Hot Chili Peppers.

Występ nie trwał dłużej niż 45 minut, wlał jednak w nas tyle energii, że czuję ją w sobie jeszcze dziś.





Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...