poniedziałek, 4 lutego 2008

Rola literatury. Literatura rosyjska, część 1

Poświęciłem się po raz kolejny, by obejrzeć między północą a 2 w nocy dwa ostatnie odcinki znakomitego rosyjskiego serialu "Idiota" na podstawie powieści Dostojewskiego.

Książka co prawda wywarła na mnie dużo większe wrażenie, ale w i w filmie nie zabrakło scen, które wstrząsnęły mną do głębi. Muszę przyznać, że zupełnie inaczej wyobrażałem sobie bohaterów powieści, zwłaszcza księcia Myszkina, Agłaja Jepanczyn mogła też być mniej melancholijna, energiczniejsza, bardziej zjadliwa i mogłaby też operować bardziej ciętym językiem, mimo to z filmową Agłają pogodziłem się najszybciej, z pozostałymi bohaterami zresztą także.

Agłaja Jepanczyn - pozornie nieprzystępna, wręcz chłodna, a pod tą maską osoba ukrywająca ogromne pokłady ciepła, dobra i szlachetności.

Zarówno po przeczytaniu książki, jak i po obejrzeniu filmu miałem ogromny żal do księcia Myszkina, że nie kochał prawdziwie Agłai, osoby szczerze mu oddanej i autentycznie go kochającej. Ale cóż, toż to sama rzeczywistość, a nie tylko fikcja zapisana na kartach arcydzieła literackiego. Miłości wbrew sobie nie sposób wzbudzić, a jeśli już wzbudzimy ją wbrew sobie to postąpimy nieuczciwie. W polskiej literaturze odpowiednikiem takiej nieodwzajemnionej pięknej, czystej miłości jest postać pani Stawskiej z "Lalki", która pokochała bez wzajemności Wokulskiego, podczas gdy ten ten pokochał Izabelę Łęcką, która nim w rzeczy samej pogardzała.

W tym właśnie zamyka się największy dramat miłości - kochamy ludzi, którzy nie są w stanie nam naszej miłości odwzajemnić, a nam samym zdarza się być kochanymi przez osoby, którym z kolei my nie jesteśmy w stanie odpłacić takim samym bezinteresownym, czystym i prawdziwym uczuciem.

Książę Myszkin kochał bez wątpienia i Nastasję Filopownę i Agłaję Jepanczyn, z tym, że tylko tę pierwszą jako kobietę, a tę drugą tak naprawdę jedynie jako siostrę, jako swego bliźniego. Książę do końca wydaje się nie rozróżniać tych dwóch rodzajów miłości. A być może i Agłaję kochał jako kobietę, ale uczucie wobec Nastasji było silniejsze?
To w końcu do Nastasji Filpowny podchodzi w jednej z kluczowych scen książki, jak i filmu, a mianowicie wtedy, gdy ta mdleje w czasie spotkania księcia, Agłai, Nastasji i Parfiena Rogożyna. Wówczas to miało się rozstrzygnąć, którą z dwóch kobiet książę kocha prawdziwie. Zrozpaczona Agłaja widząc reakcję księcia i nie mogąc uwierzyć własnym oczom wybiega zrpozpaczona z mieszkania Nastasji i Parfiena.


Ostatnie dwa odcinki "Idioty" oglądałem z zapartym tchem i niemal z wypiekami na twarzy. W podobnym stanie czytałem niegdyś książkę - najpierw w czasach licealnych, gdy miałem 17 lat i przeżywałem ją wówczas chyba najmocniej, a po raz drugi na trzecim roku studiów, czyli już niemal 10 lat temu. Nigdy nie zapomnę tego uczucia żalu, wściekłości, smutku, ściśniętego gardła po tym, jak książę wybrał Nastasję Filpownę i odrzucił tym samym miłość szlachetnej Agłai Jepanczyn.

Ze ściśniętym gardłem, napływającym silną falą smutkiem i bólem, łzami cisnącymi się do oczu oglądałem także wczoraj "Idiotę". Najsilniej chyba wówczas, gdy generałowa Jepanczyn odwiedza schorowanego księcia w szpitalu w Szwajcarii; w ostatniej scenie filmu i opowiada mu o swojej rodzinie, w tym o Agłai, która wyszła za mąż za polskiego hrabiego, który jak się później okazało się w rzeczywistości nie był hrabią, a na dodatek zaangażował ją w działalność komitetu wyzwolenia Polski.

Życie bez przyszłości, życie, z którym nie sposób się pogodzić - i w przypadku księcia i Agłai, biednych, dobrych, skrzywdzonych ludzi.

22 komentarze:

Anonimowy pisze...

ja myślę, że książę kochał Nastazję, jak sam powiedział, z powodu litości i dlatego wybrał właśnie ją. ona - taka skrzywdzona,przecież oświadczył jej się na samym początku i teraz chciał być wobec niej 'fair'... prostoduszny, naiwny, wrażliwy idiota. tylko chyba nie zdał sobie sprawy z tego, jaką krzywdę wyrządził Agłai. Rogożyn i tak zabiłby Nastazję... a Książę w pewnym sensie zabił Agłaję.
czytając ten rozdział, to spotkanie w domu Nastazji, przeżywałam prawdopodobnie to samo co Ty. i jak przez całą lekturę uważałam,że ten książę nie zasługuje na to, żeby być "Idiotą", to po tym jego wyborze powiedziałam do siebie na głos - IDIOTA... Ale ksiażka, albo raczej samo zakończenie jest bardzo smutne...

pozdrawiam

maks pisze...

Przeczytałem trzy razy książke F.Dostojewskiego pt."Idiota",i jestem pod jej ogromnym wrażeniem.Nawet zakupiłem tą książke wraz z audiobookiem,jednakże na film na podstawie tejże książki nigdy się nie natknołem.Czy ktoś mi jest wstanie wskazać gdzie znajdę film.Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Myślę, że kochał Agłaję, ale pozostał wierny danej obietnicy (Agłaja czytając "biednego rycerza powinna o tym wiedzieć)Chciała mieć pewność, iż jest tą jedyną, nawet kosztem upokorzenia rywalki. Tego Myszkin nie mógł zrozumieć, nie wyobrażał sobie, aby Agłaja była do czegoś takiego zdolna, stąd moment zawahania, a potem głupia (czyt zwykła ludzka)duma wzięła górę. Książę to oczywiście czysta idea, on nie był człowiekiem, dlatego nie rozumował jak człowiek( ty, ja i wszyscy inni). Nie przespałem kilku nocy po przeczytaniu Idioty. Nie mogłem pogodzić się z klęską bohaterów. Potem zainteresowałem się Dostojewskim i teraz rozumiem, dlaczego tak pisał. Wszyscy bohaterowie ponieśli klęskę z dwóch powodów. Po pierwsze, bo to w stylu Dostojewskiego, a po drugie nie wyobrażam sobie tzw. dobrego zakończenia. Szanuję geniusz Dostojewskiego, ale nie można czytjąc tego autora zapominać o jego "fiksacjach" On stał się moją fiksacją. Nie wiem na czym to polega, ale człowiek czyta i zaczyna żyć życiem bohaterów, pomimo, iż wie, że to tylko fikcyjne postacie. To właśnie fenomen biednego Fiedii. . Chętnie podsyktowałbym na temat Idioty, cieszę, że ktoś poza mną przeżywa tę książkę

Ps. Ja pokochałem Agłaję

wschody słońca pisze...

Dziękuję za interesujące komentarze. Co do filmu, prawdę mówiąc nie mam pojęcia gdzie może być dostępny, sądzę, że najprędzej, gdzieś w rosyjskim internecie. Około roku temu był emitowany w polskiej TV, ale jak to w TV publicznej zwykle bywa w godzinach, gdy albo wszyscy już śpią, albo gdy umysł jest na tyle zmęczony, że nie jest w stanie żywo reagować na wydarzenia, dramaty, namiętności prezentowane w filmie.

Sam Dostojewskim zachwycałem się w czasach liceum i jeszcze na studiach, do tej pory jednak nie przeczytałem kilku ważnych jego powieści, w tym "Braci Karamazow", i nie jestem pewien czy czytać chciałbym. Po pierwsze bohaterowie z powieści Dostojewskiego - ci pozytywni - są zanadto wyidealizowani, ci negatywni są do szpiku kości prawdziwi. Zresztą u Dostojewskiego nie ma negatywnych bohaterów, odnoszę wrażenie, że on kochał jakąś chorą miłością - w swoim mniemaniu pewnie na wskroś chrześcijańską - nawet największych nikczemników.

Nie jestem też pewien czy takie głębokie odbieranie prozy Dostojewskiego, życie nią, nie prowadzi co poniektórych na skraj szaleństwa. Jest w niej jakiś obłęd, niebezpieczny obłęd, jeśli nie ma się do niej dystansu. Teraz ten dystans potrafiłbym pewnie utrzymać, ale czytając po raz pierwszy "Idiotę" w liceum, a później na studiach, nie potrafiłem.

Wreszcie obraz kobiet - mój ideał kobiety ukształtowałem właśnie na prozie Dostojewskiego, w jakiejś części pewnie też Turgieniewa, i to chyba poprowadziło mnie w złym kierunku, bo w dzisiejszych czasach takich kobiet jak Agłaja Jepanczyn nie ma.

Długo można, by rozprawiać o Dostojewskim, chętnie wezmę udział w takiej dyskusji :-)

Anonimowy pisze...

Ja czytałem Dostojewskiego w liceum, potem podczas studiów, ale teraz (mam lekko po 40)to zupełnie inne spojrzenie. Warto poczytać na temat autora, aby usykać nową perspektywę. Polecam Urbankowskiego, Mackiewicza, Wodzińskiego, Przybylskiego. Idiota to zdecydowanie najtrudniejsza z powieści Dostojewskiego. Nie jestem zwolennikiem dzilenia włosa na dwoje i dlatego nieco denerwują mnie akademickie dyskusje o każdym detalu, ale rozczulanie się na losem Agłai na tle całokształtu twórczości Dostojewskiego, to próba uczynienia z Idioty romansu. Obawiam, że wiele opinii ukszałtował film, który moim zdaniem nie był zły, ale w żaden sposób nie oddał meritum powieści. Agłaja w filmie zuskuje wiele więcej sympatii od nastasji i jest jak sądzę świadomy zabieg twórcy filmu. Ja zwrócę uwagę na istotny szczegół. Moim zdaniem stwierdzenie, iż Myszkin wybrał Nastazję a skrzywdził Agłaję jest nieuprawnione. Spotkanie obu kobiet zostało sprowokowane przez Agłaję w celu upokorzenia Nastazji. Gdyby chciała wyjść za Myszkina nie było żadnych przeszkód, rozmowa o czym zresztą mówił Myszkin przybrała zły obrót. Myszkin był zbyt dobry, aby zaakceptować pogardę wyrażoną przez Agłaję, stanął po stronie skrzywdzonej (Dostojewski tak ma). Tragedia Agłaji to nieumiejętność zapanowania nad ciemną stroną swojej natury. Duma (bardzo przeszkadzał jej brak dumy u Myszkina)to dla Agłai przyczyna tragedii. Przesłanie powieści jest również takie, iż ludzie niszczą osoby, które kochają (patrz zachowania Agłai wobec Myszkina oraz zbrodnię Rogożyna). Nie wiem jak powinna skończyć się książka, ale wiem, że Myszkin oczekiwał od Agłai zrozumienia w znaczeniu ewangelicznym (on wybaczał wszystkim wszystko). Poza tym uważam, że Agłaję i Nastazję więcej łączy niż dzieli. To jakby dwie siostry (jak Myszkin i Rogożyn to dwaj bracia). Mają wiele cech wspólnych. Agłaja to dla Nastazji wizja życia jakim chciałaby żyć. Agłaja jest niewinna, a dla Nastazji wina to przyczyna wiecznej udręki. Obie piękne, dumne i kochają tego samego człowieka. Nastazja poświęciła się dla swoich ideałów jakimi są Agłaja oraz Myszkin. Agłaja postanowiła załatwiać sprawę inaczej. Potem to już mrok i szaleństwo Dostojewskiego, tu nie ma miejsca na kompromis. Myszkin to niewątpliwie trochę sam autor powieści. Motywy autobiograficzne są aż nadto widoczne. Sposób potraktowania bohaterów świadczy o przekonaniach Dostojewskiego. Jeszcze raz namawiam do spojrzenia na bohaterów Dostojewskiego przez pryzmat idei, których są nośnikami. To nie są "normalni" ludzie wg naszych wyobrażeń. Nie ma drugiego autora, który na końcu powieści postanowił de facto usmiercić głównych bohaterów i nie pozostawić żadnej nadziei. To upadek idei idelanego człowieka oraz ludzi, którzy czują więcej od przeciętnych. To nie były czasy dla nadwrażliwców (tak uważał Dostojewski). Przetrwali wyłącznie przystosowani, to bardzo smutne. Przetrwali

wschody słońca pisze...

"Idiotę" można i chyba należy interpretować wielowymiarowo. Czytałem swego czasu znakomity esej księdza Paprockiego poświęcony tej właśnie powieści Dostojewskiego. Wedle księdza Paprockiego - w największym uproszczeniu, bo całej głębi jego interpretacji nie potrafię oddać - Myszkin jest kimś w rodzaju antychrysta, człowiekiem, który chciał być Chrystusem, zbawiać świat (tu jest potraktowany jako idea, a nie jak człowiek, którego możemy spotkać w życiu, choć z drugiej strony to też przecież jest możliwe). Jednakże człowiek, żaden człowiek nie jest w stanie być Chrystusem. Czym innym jest naśladowanie Chrystusa, a czym innym chęć bycia Nim, takim jak On. Człowiek ze względu na swoją naturę nie jest do tego zdolny. Dlatego Myszkin przegrywa, ponosi porażkę i jako człowiek, i jako nieudany Chrystus.

Co się zaś tyczy filmu, wydaje mi się, że nie miał w sobie tego szaleństwa, tych nerwów, namiętności, które wywołuje czytanie książki.

Kiedy jednak czytałem książkę losy jej bohaterów odbierałem, jako losy żywych ludzi, byłem w stanie postawić się w położeniu niemal każdego z bohaterów, jednak Agłaja i książę byli mi najbliżsi. Agłaja była dumna i kochała księcia, to prawda, jednak nie potrafiła znieść jego braku dumy, jego nieprzystosowania do świata, jego całkowitego odsłonięcia i podatności na rany. Myślę jednak, że gdyby miała pewność, że książę ją kocha, byłaby zdolna do szaleństwa odrzucenia "tego świata" i wyboru Myszkina z całym jego nieprzystosowaniem i śmieszną dobrocią. Choć z drugiej strony wielce możliwe, że po jakimś czasie siła konwenansów okazałaby się dużo silniejsza niż jej wybór i wróciłaby do ostentacyjnej pogardy wobec niego. Pogardy już nie po to, by wymusić na Myszkinie dumę, "prawidłowe" odczytanie świata i rządzących nim reguł, ale pogarda ze względu na niemożność funkcjonowania w świecie w sposób, jaki obrał książę.

Anonimowy pisze...

Ja nie namawiam do przejęcia jedynie słusznego punktu widzenia. To jeden z wielu walorów Dostojewskiego,że po upływie 150 lat dyskutujemy o tym, co autor "miał na myśli". Mówiąc o tym, że bohaterowie Dostojewskiego to głownie nosniki pewnych idei i zamierzam ich oddczłowieczać, ale musisz przyznać, iż nagromadzenie postaci "dziwnych" (z naszego punktu widzenia) jest czymś nienaturalnym. Dostojewski doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego ja traktuję tych ludzi niemal wyłącznie przez pryzmat idei, którą reprezentują. Dostojewski dokonuje analizy tych idei i wyciąga wnioski. Totalna klęska bohaterów nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ponieważ ta jest po prostu szara. Problem Dostojewskiego polega na tym, że nawet przez moment nie próbuje rzeczywistości zobiektywizować. Postrzega ją na swój własny sposób, aż do bólu. Fiedia był genialnym pisarzem, ale więcej niż trudnym człowiekiem. Dlatego rozpatrywanie losów poszczególnych postaci w kategoriach zdrowego rozsądku to droga w ślepy zaułek. Bohaterowie Idioty ponoszą kleskę nie dlatego, iż zycie jest takie brutalne, iż jednych mordują, inne dostają zapalenia mózgu, a pozostali wychodzą za Polaków (to temat na oddzielną dyskusję). Tutaj nie ma kompromisu. Przykład małżeństa z Polakiem jest reperezentatywny dla Dostojewskiego.Przecież gdyby takie zakończenie wymyslił inny pisarz można by je potraktować jako szczęsliwe (to mógłby być nawet sens pojawienia się Myszkina w jej życiu - pomógł jej odnaleźć sens życia). Agłaja odrywa się od zakłamanego środowiska i zaczyna nowe życie. Walczy o ważną sprawę, wyzwolenie Polski. Jednak doskonale wiemy, że nie o to chodziło Dostojewskimu. To jego urok, a jednocześnie przyczynek do dyskusji na temat swoistego obłędu. Czy można do końca poważnie traktować człowieka, który ulega takim obsesjom?

wschody słońca pisze...

To wszystko prawda, ale czytając "Idiotę" po raz pierwszy w liceum nie potrafiłem odbierać bohaterów powieści, jako nośników idei. Oczy na taką interpretację otworzył mi dopiero esej księdza Paprockiego, który interpretował osobę księcia, jako Antychrysta, to jest człowieka, który chciał być jak Chrystus i chciał zbawiać świat. A świata człowiek zbawić nie może, żaden człowiek. Czym innym jest naśladowanie Chrystusa, a czym innym chęć bycia nim. I dlatego właśnie książę Myszkin ponosi porażkę.

Wydaje się też, że reżyser filmu - Władimir Bortko także nie próbował przedstawić boihaterów, jako osoby będące nośnikami idei, czy ideami samymi. To film raczej o próbie nawiązywania prawdziwych, głębokich relacji międzyludzkich, film głęboko zakorzeniony w życiu, w rzeczywistości relacji międzyludzkich, a nie w świecie idei. Można powiedzieć coś w rodzaju ambitniejszego romansu. Tak go przynajmniej odebrałem.

Co zaś się tyczy samego Dostojewskiego, to jak pewnie dobrze o tym wiesz, pisarz szczerze nienawidził Polaków. Spotkał ich na katordze i musieli mu się dać nieźle we znaki. Twierdził, że gdyby w jego żyłach płynęła choć kropla polskiej krwi, kazał by ją sobie wytoczyć. Niewykluczone, że spotkał takich Polaków, których zdarzało mi się spotykać nie tak dawno na Słowacji, Litwie, czy o jakich słyszałem od znajomych z Białorusi, Polaków przekonanych o jakiejś swojej wyższości kulturowej, cywilizacyjnej, odnoszących się protekcjonalnie, czy wręcz pogardliwie wobec Słowaków, Litwinów, Białorusinów. Zresztą poodbne zjawisko zdarzyło mi się zaobserwować ze strony Polaków przyjeżdżazjących tu na wschód Polski z Warszawy, Poznania, Krakowa. Częstokroć uważają się za lepszy gatunek człowieka niż tzw. miejscowi, autochtoni. Jeśli Dostojwski trafił na takich Polaczków, to trudno mu się dziwić, że miał fatalne zdanie o Polakach.

Anonimowy pisze...

Fajnie się z tobą dyskutuje, dlatego pozwolę sobie na kontynuację. Dla mnie Dostojewski to mała obsesja, wiem na temat tej postaci tak dużo, iż zaczyna to lekko przeszkadzać w odbiorze jego książek. Nie wiem dlaczego najbardziej nurtuje mnie właśnie Idiota. O powieści tej Dostojewski miał powiedzieć, że nie została w niej oddana nawet w 10% idea, którą autor chciał zaprezentować. Pamiętasz to Myszkinowskie stwierdzenie, że moje słowa nie odpowiadają moim myślom, co poniża moje myśli. To problem Dostojewskiego w tej powieści. Obsesyjnie szukam wyjaśnienia wszystkich wątków i ciągle nie mogą zrozumieć motywu przewodniego. Chwilami mam wrażenie, że zbrakło konkretnego planu, powieść tworzona była niejako na bieżąco. Jeśli czytać ją wnikliwie to nietrudno zauważyć, iż występuje w niej wiele niekonsekwencji. Kocham Myszkina, ale jednocześnie uważam, iż jest to postać niemal całkowicie pozbawiona cech ludzkich (np. odnoszę wrażenie, iż jego miłość do kobiet ma charakter czysto platoniczny - tak na marginesie wyczuwała to Generałowa Jepanczyn). Tragizm Księcia polega na tym, że nie może pojąć czego właściwie oczekuje od niego otoczenie. Jak dziecko uwikłał się w życie dorosłych i powstaje wrażenie, że wszystkich zawiódł, chociaż obiektywnie zasługuje na szacunek. Jego intencje były w 100% czyste. Jak Jezus poświęcił się dla uratowania ludzkości, tak Myszkin poświęcił się dla Nastazji. Uczniowie Jezusa nie rozumieli śmierci na krzyżu, ale po Wielkim Piątku nastąpiła Niedziela Zmartwychwstania. Osoba, którą kochał, tzn. Agłaja nie rozumiała motywów jego postępowania, ponieważ człowiek nie może zrozumieć, iż ktoś może nie podlegać zasadom obowiązującym w świecie ludzi. Książka kończy się w taki sposób, jakby Ewangelia zakończyła się na wzgórzu Golgoty. Urbankowski nazwał to bluźnierstwem etycznym oraz estetycznym, trudno nie przyznać racji. Wątek Polaków poruszyłem z jednego powodu, mnie sposób przedstawienia przez Dostojewskiego naszych rodaków nie irytuje, ale musisz przyznać, że ktoś, kto nosi w sercu i umyśle takie uprzedzenia (niezależnie od przyczyn, które sąw tym przypadku skomplikowane), a jednocześnie jest tak niezwykle inteligentny, ma jakieś problemy osobowościowe. Czy potraktowałby byś moje wypowiedzi poważnie, gdybym nagle oświadczył, iż nienawidzę np. Japończyków, nawet jeśli miałbym racjonalne powody, aby mieć uraz do przedstawicieli tej nacji. Taki poziom uogólnienia świadczy albo o płyciźnie intelektualnej, co oczywiście w przypadku Dostojewskiego jest wykluczone, a w takim razie świadczy to o czymś innym i tutaj jest problem. Zgadzam się z Tobą w 100%, że Polacy potrafią być aroganccy i nadęci jak balony, ale od człowieka tak uzdolnionego jak Dostojewski można wymagać wiedzy, że w gruncie rzeczy nie różnimy się w tym aspekcie np. od Rosjan. Dostojewski to geniusz, w którym przemieszała się autentyczna wielkość (doceniam to jak mało kto), z małością człowieka potwornie skrzywdzonego przez los, który nie potrafi ukryć swojej nienawiści spowodowanej doznanymi krzywdami. Jego wielki problem to brak zrozumienia. Cytowałem już wypowiedź Myszkina, w moim przekonaniu

Anonimowy pisze...

c.d.jest ona kluczem do zrozumienia problemów Dostojewskiego. Dlaczego nie chcecie (tak trochę jak Agłaja) dostrzec mojego bogatego wnętrza, mojej dobroci, a obrażacie się za humory, grymasy itp. Dostojewski znosił wiele upokorzeń, również w stosunkach z kobietami, dlatego nie rozumiał dlaczego inni się obrażają. Ja jestem jak książę Myszkin, a wy mówicie, że fryzura nie taka, a jakiś podejrzany ten Dostojewski, katorżnik itd. Wymagał od ludzi głębszej refleksji, ale sam nie znał umiaru w krytykowaniu innych (Dziennik pisarza). Fiedia był biedny, sądzę, iż do końca pozostał człowiekiem nieszczęśliwym, nawet po ślubie z Anną. Świat w oczach Dostojewskiego to ciągła walka dobra i zła, w której mam wrażenie dla Dostojewskiego zło jest górą. A w Poznaniu dzisiaj za oknem świeci słońce. po powrocie do domu wybiorę się z synem na wycieczkę rowerową. Ma 9 lat i nie wie co to problemy, gdyby Fiedia miał takie dzieciństwo pewnie nie byłoby Zbrodni i Kary, Idioty, Biesów i Braci Karamazow. Ciekawe jakiego on sam dokonałby wyboru, gdyby oczywiście taki wybór był możliwy. Wieczna sława, czy osobiste szczęście? W sobotę obejrzałem film "Amadeusz", łezka zakręciła się w oku i pomyślałem sobie, że my zwykli śmiertelnicy uważamy, że gdyby to nas spadła łaska tak wielkiego talentu potrafilibyśmy ją lepiej, mądrzej wykorzystać. Otóż nie, talent to dar dla nadwrażliwców, który często stanowi wielkie piętno, oznacza permanentną walkę wewnętrzną. Ktoś powiedział, że bohaterowie Dostojewskiego są pozbawieni skóry, ich system nerwowy jest na wierzchu, odczuwają więcej i mocniej. Taki był Fiodor, gdyby był inny zapewne nie byłby geniuszem. Pozdrawiam

wschody słońca pisze...

Cieszę się, że trafiłeś na mego bloga, bo szalenie ciekawa jest dyskusja z Tobą. W zasadzie mógłbyś pisać eseje o Dostojewskim. Ja niestety takiej wiedzy o nim nie mam i muszę przyznać, że jest to pisarz moich czasów licealnych i studenckich, wówczas czytałem "Idiotę", "Zbrodnię i karę", "Łagodną", "Białe noce" całym sobą, każdym swoim nerwem. Nie przeczytałem jednak innych jego ważnych powieści, by wymienić tylko "Skrzywdzonych i poniżonych", "Biesy", "Braci Karamazow". Zdaję sobie sprawę, że nie można mówić o znajomości Dostojewskiego nie przeczytawszy tych ważnych przecież powieści. Ale teraz absolutnie mnie do nich nie ciągnię. Brakuje mi w nich światła. Kiedyś czytając "Zbrodnię i karę", "Idiotę" potrafiłem i chciałem utożsamiać się z ich bohaterami, teraz tego powtórzyć bym nie chciał i nie potrafiłbym, choć film nie tak dawno oglądałem, ale już bardziej dla Agłai niż dla księcia. Agłaja wydaje mi się być postacią dużo bardziej interesującą niż Myszkin. Dostrzega i bardzo dobrze rozumie przepaść, która dzieli świat rzeczywisty i świat Ewangelii. Rozumie ją, i choć jest jej dużo bliżej do świata Ewangelii, to jednak podejmuje grę ze światem pozorów, iluzji, zakłamania, światem konwenansów, w którym wszystko stoi na głowie, w którym rzeczy drugo i trzecirzędne ustawiane są na piedestale, a to co isotne i ważne jawi się oznaką szlaeństwa czy wprost głupoty.

Książę Myszkin to trochę taki XIX-wieczny rosyjski jurodiwy. Idiota z wyboru, głupiec Boży świadomy swojej śmieszności i wbrew całemu światu trzymający się świata Ewangelii. I to Agłaję w nim pociąga. Kocha go za jego dobro, ale dopiero wówczas, gdy ma pewność, że jest ono świadomym wyborem księcia. Za to samo kocha też go Nastazja. Ale masz rację, on potrafił kochać te kobiety tylko platonicznie, a wybrał poniekąd Nastazję, bo miał wobec niej - w swoim przekonaniu - misję do wykonania, chciał ją zbawić, podczas, gdy Agłaja takiego zbawienia nie potrzebowała. Agłaja nie była skrzywdzona, tak jak to się stało z Nastazją w jej wczesnej młodości. Myszkin uznał, że jego pomocy, jego wybawienia potrzebuje dużo bardziej Nastazja. Jednak jakiego wyboru, by nie dokonał i tak byłoby źle. Wybierając Agłaję skrzywdziłby Nastazję. Z tym, że z jego punktu widzenia wybór Agłai gwarantowałby mu to, że ta kochałaby tylko jego, co do Nastazji takiej pewności mieć nie mógł.

Wracając natomiast jeszcze do gry podjętej przez Agłaję ze światem konwenansów i pozorów. Doskonale rozumiała prawa nim rządzące i potrafiła się w nim bezbłędnie odnaleźć. To taki świat - można by powiedzieć - matematycznych wyliczeń, jak gra w szachy, wszystko można w nim przewidzieć, wszystko zaplanować, odpowiedzią na taki ruch, jest tylko i wyłącznie taki, a nie inny ruch. Świat umowności, w którym ludzie wydają się zabiegać jedynie o swoją pozycję i nie narazić na śmieszność, świat, w którym nie ma miejsca na najmniejsze odsłonięcie się, bo zwycajnie nie przystoi. Świat, w którym dobro jest oznaką słabości, jakiegoś defektu emocjonalnego czy umysłowego. Agłaja jest osobą dumną i lęka się zranienia, przyjmuje twardą grę i jej reguły, i radzi sobie w niej znakomicie, ale wie, że to nie jest jej świat, to nie jest świat, w którym chciałaby żyć.

Pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

Twój sentyment do Agłai (mam to samo) wynika z faktu, iż w filmie została ona ukazana w wyjątkowo korzystnym świetle. Taka fajna dziewczyna (jak to mówi młodzież - fajna laska), z którą można umówić się na randkę. Natomiast rywalka to znaczny Nastazja to jakaś „zjawa” z dramatów Ibsena (fatum wypisane na twarzy, ciemne barwy). Myślę, że taki sposób przedstawienia bohaterek to świadomy zabieg reżysera, w celu uwspółcześnienia treści książki (powodów komercyjnych – takie czasy). W książce Agłaja jest zdecydowanie mniej sympatyczna, nie wie co w niej silniejsze miłość do księcia, czy wstyd za jego zachowania. Agłaja ma dobre serce, ale „dużo w niej” generalskiej córki. Emocje Agłai są ludzkie, doskonale ją rozumiemy i dlatego jest nam bliska. Przyczyny dramatu Agłai to przede wszystkim chorobliwa duma oraz brak zrozumienia dla motywów postępowania Myszkina. Książe kocha Agłaję, ale nie akceptuje zła jakie dostrzega w jej zachowaniach („pani nie może tak myśleć” to wypowiedź Myszkina podczas spotkania na ławeczce i ona rzeczywiście tak nie myśli, ale nie potrafi zapanować nad emocjami). Sposób „zaproszenia” księcia na spotkanie z Nastazją mnie kojarzy się z prowadzeniem jakiegoś biednego zwierzątka na rzeź. Myszkin przeczuwa, iż wydarzy się coś strasznego, ale nie ma w nim siły, aby przeciwko temu zaprotestować. Myślę, że gdyby Myszkin miał dokonać wyboru pomiędzy osobistym szczęściem, a pozostaniem wiernym danemu słowu, wybrałby ten drugi wariant. Agłaja nie powinna stawiać księcia w sytuacji konieczności dokonywania takich wyborów. Myszkin wierzy, że Agłaja może niejako współuczestniczyć w ratowaniu Nastazji, natomiast Agłaja postrzega Nastazję wyłącznie w kategoriach konkurentki, którą należy nie tylko pokonać, ale dodatkowo upokorzyć w obecności księcia. Na drodze do szczęścia Agłai i Myszkina staje ciemna strona ludzkiej natury. Eugeniusz Pawłowicz powie, iż Agłaja nigdy się nawet nie dowie jak książę bardzo ją kochał i to jest moim zdaniem najistotniejszy element tej powieści. Brak umiejętności spojrzenia na innego człowieka w całej jego złożoności, gdyby Agłaja zechciała chociaż wysłuchać Myszkina, przecież nie popełnił żadnej zbrodni, został

Anonimowy pisze...

ukarany za to, że do końca pozostał „człowiekiem”. Na jednej szali zraniona duma, a na drugiej wielka miłość jej życia. Tylko człowiek może dokonać tak kretyńskiego wyboru i dlatego ta istota tak bardzo nurtuje Dostojewskiego. Dramat losu człowieka to ciągłą walka dobra ze złem, to oczywisty truizm. Problem Dostojewskiego polegał na tym, że nie miał jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kto jest ostatecznym zwycięzcą tego pojedynku. Wbrew poglądom np. Paprockiego uważam, że Dostojewski bardzo mocno poddawał się nastrojom, dlatego gdyby napisał Idiotę nieco wcześniej lub nieco później, zakończenie mogłoby być nieco inne albo wręcz zupełnie inne. Notatki pisarza świadczą o tym , że do końca zastanawiał się w jaki sposób przedstawić poszczególnych bohaterów. Nie przekonuje mnie argumentacja Paprockiego, który postrzega księcia jako Antychrysta ( fałszywego Jezusa). Mam wrażenie, iż książę bardziej przypomina Don Kichota, który wbrew obiegowym opiniom jest postacią tragiczną, a nie śmieszną. Ze swoimi wyobrażeniami o świecie nie pasuje do epoki, w której przyszło mu żyć. Jest niewinny jak dziecko, uwikłany w historie, które wymagają kompromisów, do zawierania których jest organicznie nieprzystosowany. Jego wybór dobra jest pozbawiony jakichkolwiek kalkulacji, on nie zastanawia się co będzie potem i co się bardziej opłaca. Czy Myszkin jest naiwny, sądzę, że nie. Dostrzega wyrachowanie w innych ludziach, ale sam nie potrafi współuczestniczyć w tych gierkach, ponieważ to go wręcz zawstydza. Jest dobry i uczciwy, w tym sensie przypomina ideał jakim był Jezus, ale nie ma poczucia misji, po prostu chce byś człowiekiem wbrew wszystkim, nawet kosztem ogromnych cierpień i upokorzeń. Dla mnie Myszkin jest czymś w rodzaju sumienia, ale takiego, które jeszcze nie jest skażone ciągłymi „ustępstwami”, które każdy z nas sobie próbuje w taki czy inny sposób zracjonalizować, po to, aby pozostać w dobrym nastroju. Łatwiej takich ludzi wyszydzić, zrobić n nich wariatów, ponieważ przypominają nam o tych ustępstwach, burzą spokój. Nie lubimy ideałów, ponieważ uświadamiają nam jak daleko od nich odeszliśmy. Uciekamy w eufemizmy, złe postępki to w naszym języku przejaw pragmatyzmu itd. Myszkin to egzemplifikacja stwierdzenia, że człowiek to brzmi dumnie. Dla mnie stosunek do Myszkina to miernik człowieczeństwa, również współcześnie. Mam wielu znajomych, którzy uważają go za postać całkowicie sztuczną. Jest w tym trochę racji (poza Jezusem żaden człowiek nie był idealny), ale świadczy to również o tym, że boimy się konfrontacji z tym ideałem. Nawet jako wzór do naśladowania nie jest odpowiedni, ponieważ jest zbyt wymagający. Wolimy stawiać przed sobą cele łatwiej osiągalne. Pozdrawiam

wschody słońca pisze...

Mnie się jednak dużo bardziej podobała Agłaja książkowa, do filmowej długo nie mogłem się przyzwyczaić, przekonałem się do niej po długim czasie, właściwie pod sam koniec filmu. I tak sobie myślę, że to za sprawą tego, że Agłaja jest dużo dalsza od ideału. I to nie tym rzecz, że książe - dla odmiany - jest ideałem, czy bliski ideału. Nie zżymam się z tego powodu, że nie jestem taki jak książę, choć kiedyś takim bardzo chciałem być. Czym innym jest dążenie do ideału, a czym innym bycie nim. Książę Myszkin zachowuje się idealnie w każdej z przedstawionych w powieści Dostojewskiego sytuacji, ale Dostojewski ułatwił sobie zadanie, bo w gruncie rzeczy wszyscy bohaterowie powieści, gdzieś w głębi duszy albo księciu współczują, albo go rozumieją, ale nie akceptują jego postępowania i nastawienia do świata, ale w gruncie rzeczy ich stosunek do Myszkina jest pozytywny, jakby tego usilnie nie ukrywali. Nie ma w książce ludzi, którzy pałają do księcia bezgraniczną złością, nienawiścią, Dostojewski nie zestawił księcia ze skrajnym jego przeciwieństwem, przeciwistawił go ludziom słabym, ale rozumnym, upadającym i tuż po tym podnoszącym się, ludzi zdolnych do zła i do pokajania się za uczynione zło, zdolnych do zła i żałujących popełnionego zła, ludzie myślących, żałujących, współczujących, wrażliwych. A co z ludźmi będącymi na antypodach ideału Myszkina. Jak zachowałby się książę w zetknięciu z nimi? Co wówczas pozostało z ideału?

Agłaja jest świadoma swoich ułomności, jest generalską córką, rozpieszczoną, zdolną do okrucieństwa, ale w gruncie rzeczy szlachetną i dobrą, pragnącą dobra i szlachetności, i dlatego kochającą księcia. Jej duma jest do przyjęcia, w moim przypadku - stanowi o jej uroku. Jest dużo bardziej ludzka niż książę. Mądra, rozważna, złośliwa, wrażliwa, rozpieszczona, ale bilans jej wad i zalet jest zdecydowanie pozytywny. Ona księciu dobra nie zazdrości, ona go za nie kocha. W dzisiejczych czasach książę nie odnalazłby takich ludzi, jakich spotykał na kartach książki, a przynajmniej odnajdywałby ich z trudem. Dziś jego dobro mogłoby jedynie irytować i kwalifikować go do "zniszczenia". Zgadzam się z tym, że to wynika z tego, że tego typu postawy uświadamiają ludziom jak dalecy są od ideału. Ale współcześni ludzie w znacznej części zachowują się jak lis w bajce o zielonych winogronach. Lis wolał uznć, że zielone winogrona niesmaczne, kwaśne, więc nie warto się wysilać i po nie sięgać, a tak naprawdę sięgnąć do nich nie był w stanie. Jeśli nas nie stać na pewne zachowania, to wolimy sobie wmówić, że nie są one wcale takie dobre, wspaniałomyślne i szlachetne, a zatem warte naszego wysiłku. Dziś postawa prezentowana przez księcia Myszkina mogłaby co najwyżej wzbudzić złość, agresję, próbę niszczenia takiego delikwenta.

Życzę dużo słońca w Poznaniu, a sam wyruszam na wieczorną wycieczkę rowerową :-)

Anonimowy pisze...

Wiesz co, ja przypuszczam, iż świat jest pełen Myszkinów, oczywiście w pewnym uproszczeniu. Myszkin był ideałem i w tym sensie przypominał Jezusa (moim zdaniem wyłącznie tym sensie). Czytam na temat Idioty różne książki i każda z nich odkrywa jakby inny aspekt tej powieści, co czyni ja w moim oczach jeszcze bardziej interesującą, ale nie zmieniam swojej opinii, że jest to powieść o relacjach międzyludzkich w odniesieniu do pewnego symbolicznego ideału, jakim jest Myszkin. Miarą człowieczeństwa jest chociaż próba odpowiedzi na pytanie, jak daleko nam do tego ideału. W powieści rozróżnić można kilka postaw. Najgorsza z możliwych to potraktowanie Myszkina jako kretyna, którego łatwo oszukać i wykorzystać. Druga postawa, to postawa np. Agłaji tzn. kocham, ale jednocześnie nienawidzę za nieprzystosowanie, nawet na bardzo elementarnym poziomie. Przypuszczam, iż Agłaja byłaby zdolna do poświęcenia się gdyby miała pewność, iż Myszkin kocha tylko ją. Niestety zwyciężyła w niej duma, do szczęścia potrzebowała nie tylko miłości Myszkina, ale również zwycięstwa nad rywalką. Wiesz co mnie najbardziej imponuje w postaci Jezusa, to iż pozwolił się upokorzyć dla dobra ludzi w sposób absolutny. Każdy za nas powinien sam sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile ja jestem zdolny do takiej postawy. Agłaja zniosłaby wszystko, ale nie upokorzenie, dlatego zabolała ją postawa Myszkina na przyjęciu i dlatego postanowiła „rozprawić” się z Nastazją. Myśl, iż Myszkin gdzieś na dnie serca kocha Nastazję była dla niej upokarzająca, była zbyt dumna, żeby pogodzić się nawet z przypuszczeniem, iż może tak być. Myszkin niejako chciał wciągnąć Agłaję w ratowanie Nastazji, wierzył, że jej dobroć zwycięży nad chorobliwą dumą, popełnił błąd. Tragedia stosunków między ludźmi nie polega na tym , iż ludzi są źli, polega ona na tym, że kierują się emocjami, a nie rozumem. Myszkin kochał Agłaję, ona jego, ale ludzka natura zadziałała w sposób niszczący. Ja tak odbieram tę powieść. A wracając do współczesności, ilu tragedii można byłoby uniknąć, gdyby na chwilę „odstawić na bok” nasze urażone ambicje itd. Jak trudno dotrzeć nam do innych ludzi tylko dlatego, że boimy się zranienia naszej dumy. Trzecia postawa wobec Myszkina to totalny brak zrozumienia, ale traktowanie go miłosiernie i protekcjonalnie (tak jak się traktuje dzieci), to taki nieszkodliwy, uczciwy, dziwak, którego nawet można polubić. Jest też postawa zrozumienia wynikająca z podobnych cech charakteru, ale jednocześnie niejako wypieranie w sobie tych myszkinowskich cech w stosunkach i innymi ludźmi. Ja tak postrzegam Generałową Jepanczyn, jest to dla mnie jedna z najbardziej rozumnych postaci w tej książce. Jest dobra, ale w odróżnieniu od Myszkina jest w znacznym stopniu przystosowana, co pozwala jej żyć w tym świecie konwenansów. Ma niesamowitą intuicję, myślę, że bardzo szybko zrozumiała, iż Myszkin nie stanowi wyłącznie epizodu w życiu jej rodziny. Chciała tak po ludzku szczęścia swojego dziecka, ale bała się, czy ten związek uczyni Agłaję szczęśliwą. Na początku powieści Generałowa wieszczy, że Agłaja będzie kiedyś bardzo nieszczęśliwa, można powiedzieć, iż na podstawie własnego doświadczenia wie, jak ciężko w życiu ludziom wrażliwym i odmiennym od obowiązującego wzorca. Pamiętasz na pewno jak podczas pierwszej wizyty w domu Jepanczynów Myszkin odmawia scharakteryzowania Agłaji, mówi, iż piękno to zagadka. Zauważ, że ten problem do końca nie pozostał rozstrzygnięty, każdy z nas może sobie wyrobić pogląd. Pamiętasz jak Myszkin wypowiedział się na temat Nastazji, gdyby była dobra wszystko byłoby uratowane. Czy w związku z tym okazała się zła – nie, a pomimo to nie została uratowana. Myszkin naiwnie wierzył w siłę dobra i piękna (duchowego), a dobro nie występuje w czystej formie, jest przemieszane z innymi cechami, które potrafią zniszczyć najbardziej wartościowego człowieka. Na tym polega tragedia ludzkiego losu. Symbolizują to Agłaja, Rogożyn i Nastazja. W wymiarze ludzkim ponoszą totalną klęskę, ale może w innym wymiarze zostali uratowani. Chcę w to wierzyć, inaczej ciężko byłoby żyć.

Anonimowy pisze...

Wiesz co, ja przypuszczam, iż świat jest pełen Myszkinów, oczywiście w pewnym uproszczeniu. Myszkin był ideałem i w tym sensie przypominał Jezusa (moim zdaniem wyłącznie tym sensie). Czytam na temat Idioty różne książki i każda z nich odkrywa jakby inny aspekt tej powieści, co czyni ja w moim oczach jeszcze bardziej interesującą, ale nie zmieniam swojej opinii, że jest to powieść o relacjach międzyludzkich w odniesieniu do pewnego symbolicznego ideału, jakim jest Myszkin. Miarą człowieczeństwa jest chociaż próba odpowiedzi na pytanie, jak daleko nam do tego ideału. W powieści rozróżnić można kilka postaw. Najgorsza z możliwych to potraktowanie Myszkina jako kretyna, którego łatwo oszukać i wykorzystać. Druga postawa, to postawa np. Agłaji tzn. kocham, ale jednocześnie nienawidzę za nieprzystosowanie, nawet na bardzo elementarnym poziomie. Przypuszczam, iż Agłaja byłaby zdolna do poświęcenia się gdyby miała pewność, iż Myszkin kocha tylko ją. Niestety zwyciężyła w niej duma, do szczęścia potrzebowała nie tylko miłości Myszkina, ale również zwycięstwa nad rywalką. Wiesz co mnie najbardziej imponuje w postaci Jezusa, to iż pozwolił się upokorzyć dla dobra ludzi w sposób absolutny. Każdy za nas powinien sam sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile ja jestem zdolny do takiej postawy. Agłaja zniosłaby wszystko, ale nie upokorzenie, dlatego zabolała ją postawa Myszkina na przyjęciu i dlatego postanowiła „rozprawić” się z Nastazją. Myśl, iż Myszkin gdzieś na dnie serca kocha Nastazję była dla niej upokarzająca, była zbyt dumna, żeby pogodzić się nawet z przypuszczeniem, iż może tak być. Myszkin niejako chciał wciągnąć Agłaję w ratowanie Nastazji, wierzył, że jej dobroć zwycięży nad chorobliwą dumą, popełnił błąd. Tragedia stosunków między ludźmi nie polega na tym , iż ludzi są źli, polega ona na tym, że kierują się emocjami, a nie rozumem. Myszkin kochał Agłaję, ona jego, ale ludzka natura zadziałała w sposób niszczący. Ja tak odbieram tę powieść. A wracając do współczesności, ilu tragedii można byłoby uniknąć, gdyby na chwilę „odstawić na bok” nasze urażone ambicje itd. Jak trudno dotrzeć nam do innych ludzi tylko dlatego, że boimy się zranienia naszej dumy. Trzecia postawa wobec Myszkina to totalny brak zrozumienia, ale traktowanie go miłosiernie i protekcjonalnie (tak jak się traktuje dzieci), to taki nieszkodliwy, uczciwy, dziwak, którego

Anonimowy pisze...

Wiesz co, ja przypuszczam, iż świat jest pełen Myszkinów, oczywiście w pewnym uproszczeniu. Myszkin był ideałem i w tym sensie przypominał Jezusa (moim zdaniem wyłącznie tym sensie). Czytam na temat Idioty różne książki i każda z nich odkrywa jakby inny aspekt tej powieści, co czyni ja w moim oczach jeszcze bardziej interesującą, ale nie zmieniam swojej opinii, że jest to powieść o relacjach międzyludzkich w odniesieniu do pewnego symbolicznego ideału, jakim jest Myszkin. Miarą człowieczeństwa jest chociaż próba odpowiedzi na pytanie, jak daleko nam do tego ideału. W powieści rozróżnić można kilka postaw. Najgorsza z możliwych to potraktowanie Myszkina jako kretyna, którego łatwo oszukać i wykorzystać. Druga postawa, to postawa np. Agłaji tzn. kocham, ale jednocześnie nienawidzę za nieprzystosowanie, nawet na bardzo elementarnym poziomie. Przypuszczam, iż Agłaja byłaby zdolna do poświęcenia się gdyby miała pewność, iż Myszkin kocha tylko ją. Niestety zwyciężyła w niej duma, do szczęścia potrzebowała nie tylko miłości Myszkina, ale również zwycięstwa nad rywalką. Wiesz co mnie najbardziej imponuje w postaci Jezusa, to iż pozwolił się upokorzyć dla dobra ludzi w sposób absolutny. Każdy za nas powinien sam sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile ja jestem zdolny do takiej postawy. Agłaja zniosłaby wszystko, ale nie upokorzenie, dlatego zabolała ją postawa Myszkina na przyjęciu i dlatego postanowiła „rozprawić” się z Nastazją. Myśl, iż Myszkin gdzieś na dnie serca kocha Nastazję była dla niej upokarzająca, była zbyt dumna, żeby pogodzić się nawet z przypuszczeniem, iż może tak być. Myszkin niejako chciał wciągnąć Agłaję w ratowanie Nastazji, wierzył, że jej dobroć zwycięży nad chorobliwą dumą, popełnił błąd. Tragedia stosunków między ludźmi nie polega na tym , iż ludzi są źli, polega ona na tym, że kierują się emocjami, a nie rozumem. Myszkin kochał Agłaję, ona jego, ale ludzka natura zadziałała w sposób niszczący. Ja tak odbieram tę powieść. A wracając do współczesności, ilu tragedii

wschody słońca pisze...

Przepraszam, że odpowiadam dopiero dziś, ale miałem w ostatncih dnaich istne urwanie głowy, a nie chciałem pisać odpowiedzi w pośpiechu, byle jak.

To prawda, część osób odbiera Myszkina jako człowieka w pewien sposób ułomnego, naiwnego, łatwowiernego, kórego można wykorzystać albo coś jego ksoztem ugrać. W świecie konwenansów, umów społecznych, w świecie pragmatycznym, skrajnie utylitarnym, postawy takie jak ta prezentowana przez księcia, są niedopuszczalne, są grzechem, słabością, którą natychmiast należy wykorzystać. Ale z drugiej strony, jak o tym pisaliśmy wcześniej, może być przecież tak, że ludzie pokroju księcia przypominają nam o pewnym ideale, od którego odeszliśmy na tyle daleko, że wracać do niego nie chcemy i nie umiemy.

Jest jeszcze cynizm, który nie pozwala nam wierzyć w czyste, bezinteresowne dobre, doszukujemy się pod jego powierzchnią jakichś ukrytych celów, wyrachowania, pozy, interesów. Może to tak zwana poza smutnego świętoszka, który chce się w ten sposób podobać określonej grupie ludzi? Może w ten sposób zaspokaja swje egoistyczne potrzeby podobania się, bycia w centrum uwagi. Może ta z początku ostentacyjna, ale jednak udawan niechęć ze strony Agłai wobec księcia była swego rodzaju poddawaniem go próbie. Być może Aglaja nie mohła uwierzyć, że taka czysta i bezinteresowna dobroć może istnieć, wcześniej podobnej nie zdarzyło się jej widzieć, i choć z całego serca jej pragnęła, to jednocześnie podchodziła do księcia sceptycznie, ironicznie. Bo jeśli byłaby to z jego strony dobroć udawana, to w pewnym momencie książę by nie zniósł jej kpin, naśmiewania się i najprawdopobniej by wybuchł. Być może to wcale nie nieumiejętność pogodzenia pragnienia istnienia absolutnego dobra i jednocześnie sztuki przystosowania, ale właśnie poddanie księcia próbie?

Anonimowy pisze...

Minęło grubo ponad 100 lat, a my dyskutujemy o tym „co autor miał na myśli”. Rozmawiałem ostatnio na temat Idioty z moją żoną, stwierdziła, że odnosi wrażenie jakby pod koniec powieści Dostojewskiego ktoś naciskał, aby jak najszybciej skończył pisanie. To troszeczkę wpisuje się w opinię wyrażoną przez Nabokowa na temat Dostojewskiego, ja nie zgadzam się z jego opiniami, które moim zdaniem wynikają z uprzedzenia, ale w przypadku Idioty coś chyba jest na rzeczy. Czegoś w tej powieści brakuje. Jest tam mnóstwo wskazówek, które prowadzą na manowce. Mam poczucie bezradności, któremu towarzyszy lekka fiksacja, tzn. jakiś imperatyw wyjaśnienia o co w niej tak naprawdę chodzi. Każda interpretacja jest dobra i to jest poza dyskusją. Twoje stanowisko jest nacechowane sympatią do postaci Agłai, mnie nieco przeszkadza to, iż autor nie uporał się z problemem prawdziwej natury Agałi. Nie wiem czy była rozkapryszoną fantastką, czy też człowiekiem jak na jej młody wiek odważnym i bezkompromisowym. Wiem jedno nie poznała dobrze natury księcia, kochała własne wyobrażenie o tej postaci. Dla to jest główny motyw powieści, tzn. nieumiejętność wyjścia poza własne egoistyczne wizje rzeczywistości. Brak empatii, to zło ludzkiej natury, które przejawia się m.in. w przekonaniu, iż mnie wolno więcej. Ile razy w powieści Bagłaja rani Myszkina słowami, gestami itd. On znosi to z pokorą wynikającą z przekonania, że w głębi duszy jest to dobry człowiek i wcześniej lub później to dobro zwycięży kapryśną naturę. Gdyby lepiej znała Myszkina zapewne wiedziałby, że jeśli wyznał jej miłość , tzn. że ją kochał, przecież on nie uznawał żadnych konwenansów. Pomimo to postanowiła poddać go próbie, której nie mógł sprostać. Zawsze stawał po stronie prawdy, niezależnie od „kosztów” takiej postawy. Zapłacił za to wysoką cenę, podobnie jak Agłaja za chęć „sponiewierania” Nastazji. Często zapominamy o tym, iż w życiu nie chodzi o to, aby zwyciężyć i upokorzyć przeciwnika, ale próbować zrozumieć motywy jego postępowania. Nastazja postanowiła poświęcić własne szczęście oddając Myszkina Agłai, usunęła się w cień. W Agłai zwyciężyła dumna panna, która nie zna kompromisów nad niewątpliwie osoba wrażliwą i wartościową. Trochę mam pretensje do Dostojewskiego o to, iż wkroczył w akcję z siekierą. Zakończenie ksiązki jest takie, iż tylko siąść i płakać. Pisanie Idioty zbiegło się w czasie z osobistymi problemami autora, śmierć dziecka, hazard itd.. Uważam, że mocno przesadził, chociaż zastanawiam się nad alternatywnym zakończeniem, które wpisane byłoby w treść książki i trudno o dobre pomysły. W moim przekonaniu zbyt mętna jest postać Myszkina. Raz twardo broni swoich przekonań, nawet narażając się na śmieszność, innym razem poddaje się nurtowi, tak jak w przypadku nieco wymuszonych oświadczyn. Agłaja również miota się pomiędzy miłością do Myszkina, a dziewczęcą głupotą. Kocha księcia, ale jest zbyt dumna, aby przyznać się do tej miłości nawet przed samą sobą. Idiota to powieść w znacznym stopniu autobiograficzna i niestety podobnie jak często jej autorowi zabrakło umiaru. Fascynuje, ale pozostawia pewien niedosyt. Ja cenię Dostojewskiego za umiejętność zagrania na najczulszych strunach ludzkiej wrażliwości. Ktoś kto przeczyta jego powieści i

Anonimowy pisze...

poczuje jedynie znudzenie, powinien poważnie się nad sobą zastanowić. W trzech pozostałych wielkich powieściach Fiodor był konsekwentny. Bohaterowie są prowadzeni w taki sposób, że wiemy jacy to są ludzie. Bohaterowie Idioty są jakby w trakcie kształtowania, nie wiadomo jacy będą, pomimo iż są dorośli. Najbardziej lubię Generałową jest dobra i poza drobnymi epizodami wiadomo czego można się po niej spodziewać. Ma niesamowitą intuicję. Miałem wrażenie czytając Idiotę, iż od początku Generałowa Jepanczyn wie, iż pojawianie się Myszkina będzie brzemienne w skutki, i że wisi nad jej rodziną jakieś fatum. Przeczuwa, iż Agłaja będzie kiedyś bardzo nieszczęśliwa. Mam też nieodparte wrażenie, że w tej powieści zasadnicze znaczenie ma pobyt Myszkina w Szwajcarii. Wątek z Marią przypomina wątek z Nastazją. Mam wrażenie, że najbliższa prawdy jest interpretacja chrześcijańska. W przekonaniu Dostojewskiego do zbawienia niezbędna jest pokora i cierpienie. Maria z pokorą przyjmuje odrzucenie i związane z tym upokorzenia. Umiera, ale nie mamy wątpliwości, iż zasługuje na zbawienie. Nastazja również w końcu decyduje się na męczeńską śmierć, zamiast życia z Myszkinem (to, iż umrze jest łatwe do przewidzenia dla każdego uważnego czytelnika). Zakończenie Idioty Urbankowski określił mianem bluźnierstwa estetycznego oraz etycznego i trudno tej opinii nie przyznać racji. Zbrakło czegoś, co miało miejsce np. w Zbrodni i karze, tzn. ekspiacji. Idiota pozostawia człowieka z poczuciem kompletnego smutku, świat jest zły, ponieważ skazuje najlepszych ludzi na śmierć, obłęd i nieszczęście. Zrozumieć to można jedynie w kontekście eschatologicznym, dlatego napisałem wyżej o interpretacji chrześcijańskiej. Miłość i szczęście Agłai i Myszkina to byłoby właściwe zadośćuczynienie dla czytelnika Idioty za śmierć Nastazji i tragedię Rogożyna. Tak to jest z reguły w książkach i w życiu ktoś umiera i coś się rodzi i tak w kółko od wieków. Być może Nabokov ma rację, iż sytuacja materialna Dostojewskiego niejako zdeterminowała jego pisarstwo. Chcę wierzyć, że Myszkin i Agłaja mogliby żyć długo i szczęśliwie, taką mam słabość. Chciałoby się powiedzieć, że jeśli nawet w książkach dobro nie pokonuje zła, to znaczy, że świat schodzi na psy. W Szwajcarii zmarła ukochana córeczka Dostojewskiego, po czymś takim trudno się podnieść. Sam jestem człowiekiem, który mocno stara się wierzyć, dlatego zabrakło mi w Idiocie niedzieli zmartwychwstania. To tak jakby Ewangelia kończyła się na wzgórzu Golgota. Pozdrawiam

wschody słońca pisze...

Muszę przyznać, że im więcej myślę o księciu, tym więcej mam wątpliwości. Co do jego intencji mam pewność, że były szczere i zupełnie bezinteresowne, ale jego próby wcielania dobra w życie, chyba muszą jednak nieco irytować. Moim zdaniem, jednak za bardzo chciał być Chrystusem, zapominając o tym, że nie jest Bogiem, i Bóg nie istnieje w nim w taki sposób, w jaki istniał w Chrystusie. Zapominał też o tym, że żyje w świecie ułomnym, w świecie, w którym chrześcijaństwo - mimo wszystkich pozorów - traktowane było instrumentalnie i prawie nigdy serio. Jego próba wyjścia w świat z dobrem, musiała się zakończyć klęską. To jego dobro wydaje się być zbyt nachalne, zbyt otwarte. Chciałoby się, by było więcej w świecie takich ludzi, jak książę Myszkin, ale - jak było to niemozliwe w czasach Dostojewskiego, tak tym bardziej niemożliwe jest dzisiaj. W dzisiejszych czasach próby naśladowania księcia mogą się skończyć co najwyżej chorobą psychiczną. Wydaje mi się, że dobro księcia Myszkina powinno być bardziej ukryte, mniej oczywiste, powinno wystąpić pod jakąś osłoną.

Co do Agłai, to myślę jednak, że ona nie była tak do końca rozkapryszoną, głupiutką panienką, która dobro postrzega jako coś śmiesznego, niepotrzebnego, naiwnego, głupiego, łatwowiernego. Ja się jednak upieram przy tym, że przy całej jej przenikliwości i inteligencji, chciała mieć pewność, że ta nawiność i dobroć księcia, nie są czymś neurotycznym, nie są na pokaz, nie są teatrem, nie są sileniem się na orryginalność, a tym samym chęcią podobania się jakiejś części świata nawet konwenansów. Ona chciała mieć pewność, a tę mogła uzyskać tylko poddająć księcia nieustannej próbie, a zresztą w końcu nabiera już pewności, że ze strony księcia nie jest to jakaś gra, nie jest to manipulacja.

Agłaja przypomina mi trochę generałową, jej matkę, obie są świadome okrutnych praw rządzących śiatem, ale nawiązują z tym światem grę, rozumieją jego istotę, potrafią się w nim odnaleźć, ale wiedzą, że tak naprawdę co innego jest ważne, tyle że obie nie bardzo wierzą w szczerość i bezinteresowność ludzkich intencji. Rozumieją, że ludzie pokroju księcia są na wagę złota, ale także to, że świat nie jst nimi zaludniony w nadmiarze. A w świecie ułomnym przecież też należy jakoś funkcjonować, godnie, bez narażania się na śmieszność, trzeba zyskiwać poważanie ze strony ludzi, w których otoczeniu się żyje, a szacunek zyskać można tylko przystępując do gry, wchodząc w świat konwenansów, prawideł i ściśle się ich trzymać. Może właśnie Agłaja też tego oczekiwała od księcia, przywdziania maski dla jego dobra? Przecież dobro można czynić nie będąc tak wylewnym, trochę ciszej, bez takiego szumu wokół siebie - o księciu było wszak głośno w mieście, jego kontrowersyjne - z punktu widzenia towarzystwa - zachowania, jego otwartość, szczerość i naiwność zostaly zauważone i zyskały mu opinię właśnie idioty. Może właśnie Agłaja oczekiwała od niego większej dyskrecji w czynieniu dobra, nienarażania siebie - a w przyszłości możliwe, że także jej - na śmieszność. I chyba trudno mieć do niej o to pretensje? Kochała księcia, ale oczekiwała od niego też pewnej zmiany, oczekiwała, że skoro ją kocha, to będzie się w stanie dla niej zmienić. Dla niej, ale też i dla siebie przecież. A że jest to możliwe - świadczyć może właśnie generałowa Jepanczyn, jak sam napisałeś - mądra, odważna i dobra kobieta, która potrafiła funkcjonować na dwóch płaszczyznach - ewanglicznej i tej świeckiej, światowej.

Nie wydaje mi się, żeby książę był szczęśliwy z Nastazją Filipowną, on chciał ją zbawić, ale wziąwszy pod uwagę, to jak została skrzywdzona i jak to się odcisnęło na jej psychice, miotałaby się między księciem, a ludźmi pokroju Rogożyna.

wschody słońca pisze...

A to, że w książce nie ma szczęśliwego zakończenia, nie oznacza, że w rzeczywistości takie się nie zdarzają. Sam pamiętam, że zupełnie innego się spodziewałem, i że to ksiązkowe pozostawiło mnie w smutku i bez nadziei. Ale może właśnie pisarze niekiedy od nas tego właśnie oczekują, byśmy nadzieję wykrzesywali z samych siebie, nie z książek, byśmy życie, świat, rzeczywistość poznawali i odkrywali swoimi drogami, byśmy nie zdawali się tylko na nich i na literatuę, by literatura nie stawała się substytutem życia, ona może nas pobudzać do myślenia, może nam otwierać oczy na wiele spraw, może nam odkrywać pewne mechanizmy rządzące światem, ludzkimi zachowaniami, może nas uczyć rozumieć innych ludzi, ale nie może nas prowadzić za rękę, oczekuje od nas samodzielności. I nawet wbrew temu, że książę i Agłaja nie zejdą się w książce, to takie spotkania w rzeczywistości, zakończone szczęśliwie, są możliwe.

Z jednej strony chciałbym przeczytać jeszcze raz "Idiotę", ale z drugiej jak już o tym wcześniej wspomniałem, brakuje mi w powieściach Dostojewskiego światła.

Z tymi ledwie zaczętymi myślami wybieram się jutro do Wilna, to miasto sprzyja wszelakim rozmyślaniom, będę więc dalej rozmyślał o księciu i Agłai.

Pozdrawiam serdecznie

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...