czwartek, 23 grudnia 2010

Ot taka sobie przedświąteczna historia

Gorączka przedświątecznych zakupów trwajaca już od co najmniej dwóch tygodni, tłumy ludzi, klaustrofobiczne parkingi zatłoczone do granic możliwości, a nawet ponad ich granice, stanie w korku na podziemnym parkingu to wielce wątpliwa przyjemność, zwłaszcza jeśli się nie ma pod ręką żadnej książki, czasopisma czy gazety. Galerie stały się w B. jedynymi przestrzeniami publicznymi, w których mieszkańcy miasta mają możliwość spotykania zupełnie nieznanych im osób, ednak owe "spotkania" nawiązywaniem nowych kontaktów nie mogą się kończyć w żaden sposób, nie jesteśmy społeczeństwem otwartym, komunikatywnym, z łatwością nawiązującym znajomość z drugim, nieznajomym człowiekiem. Dotkliwie daje się we znaki brak przestrzeni publicznych stwarzających możliwość takiego spotkania, zwłaszcza zimą. Ciepłą wiosną, słonecznym latem, wczesną złotą jesienią sprzyjać może temu co najwyżej rzeczywiście rozległy i piękny park. Centrum miasta w okolicach Ratusza, jeszcze nie tak dawno tętniące życiem, teraz bez względu na porę dnia i roku wygląda, jak po wybuchu bomby atomowej, z wyjątkiem dni, kiedy odbywają się na placu ratuszowym koncerty, wówczas rzeczywiście nie sposób tam wcisnąć nawet szpilki. Jednak jeszcze około 2 czy 3 lat temu siedząc przy stoliku w ogródku Astorii i rozmawiając ze znajomym, spoglądaliśmy chciwie na przesuwajace się bez chwili wytchnienia samochody, jaące od strony kościoła farnego, przecinające ulicę Sienkiewicza, Rynek Kościuszki, i dalej sunące w stronę kościoła św. Rocha. Nawet te korki miały swój urok, dawały wrażenie życiodajnego pulsu miasta, do tego jeszcze tłumy ludzi wracające z pracy, śpieszące dokądś, rozradowani, żywi i głośni licealiści oraz studenci, tłum sączący się ze wszystkich stron, dający ułudę bytności w wielkim mieście. Teraz całe życie przeniosło się do raczej do tandetnych galerii, w których nie sposób nawet usiąśc w cichym, spokojnym miejscu, nie mówiąc już o zjedzeniu czegoś smacznego, wszystko jest plastikowe w smaku. Galeriowe kina grają wyłącznie amerykański chłam, albo nudne, jak flaki z olejem polskie komedie, już nawet nie wiem czy romantyczne, czy na topie znalazły się już jakieś inne. Miejskie kafejki czy puby, przypominają dużo bardziej piwożłopnie, żadna z nich nie ma wyrazistego stylu, charakterystycznego tylko dla niej, niepowtarzalnego, niczym nie próbuje się odróżnić od innych, odnoszę wręcz wrażenie, że za wszelką cenę starają się do siebie upodobnić, tak jakby ich właściciele przeprowadzili jakieś badania co do estetycznych i alkoholowych preferencji swoich potencjalnych klientów. Podobnie wszak planowane są przestrzenie galerii, liczą się nie pomysły architekta, ale oczekiwania i gusty maswoego klienta. Galerie są projektowane z myślą o nich właśnie. Średniowiecze pozostawiło po sobie gotyckie katedry, XVII i XVIII wiek barokowe kościoły i pałace, wiek XIX kamienice czynoszowe, mieszczańskie i pałacyki fabrykantów (bez względu na ich walory estetyczne), a my pozostawimy kawałki blachy i pustaków, z których za niecałe 100 lat nie pozostanie kamień na kamieniu. Zreszta tak też są pewnie budowane, by szybko móc je zwinąć i wraz ze zmianą upodobań klientów wznieść nowe, pewnie równie koszmarne budowle.

Uszczęśliwony zakońcoznymi zakupami, głodny niczym wilk, bo galeriowe fastfoody niczym nie są w stanie skusić, przy drzwiach wyjściowych na podziemny parking, wypatruję stoisko z piewczywem francuskim, od którego bije zapach słodkich moreli, wiśni i nie wiadomo czego jeszcze. Podchodzę, śliczna i sympatycznie wyglądajaca dziewczyna informuje mnie, że w tej chwili nie może mi niczego sprzedać, ponieważ ma przerwę i wskazuje tabliczkę informującą o chwilowym wstrzymaniu sprzedaży. Pytam więc kiedy będę mógł wrócić, odwraca się i z szerokim uśmiechem oznajmia mi, że w związku z tym, iż jestem miły, sprzeda mi to na co mam ochotę. Uświadamiam sobie z całą mocą ludzką potrzebę bycia docenionym , szanowanym, traktowanym z powagą i życzliwością. Słowem, potrzebę kultury osobistej na co dzień. Strasznie się ona zdewaluowała ostatanimi czasy, a nawiązanie do niej w rozmowie może wywołać co najwyżej uśmiech politowania, a w skrajnych przypadkach posądzenie o bycie ciężkim frajerem. Dostaję swoją wymarzoną bułkę z dżemem morelowym, dziewczyna się uśmiecha i oboje chyba dostajemy wspaniały świąteczny prezent.

Wydaje się, że jesteśmy na takim etapie zwykłych, codziennych relacji międzludzkich, że jedną rzeczą, jakiej oczekujemy w takim powierzchownym kontakcie jest zwykła ludzka życzliwość. Rzeczywiście codzienne obserwacje ludzkich zachowań w sklepie, na ulicy, w autobusie, nie napawają optymizmem. Najbardziej dotkliwie muszą to odczuwać pracownicy wszelkich super czy hieprmarketów, narażeni bezpośrednio na razy i ciosy ze strony nie tylko swoich menedżerów, ale przede wszystkim sfrustrowanych klientów.

1 komentarz:

Ellenai pisze...

Cześć M! Wróciłam :)
Wróciłam i nawet zdązyłam już przeczytać Twój list wraz z zaproszeniem do zapoznania się z Twoimi nowymi tekstami na blogu.
Zatem jestem, i to tym razem nie bezszelestnie :), choć na list odpiszę dopiero jak się już rozpakuję, czyli pewnie jeszcze nie dzisiaj. Ale odpiszę na pewno :)

Twoje teksty nigdy mnie nie zawodzą. Lubię je czytać. Nawet jeśli coś krytykujesz, to przedstawiasz argumenty, a nie jest to li tylko pełna agresji i złośliwości próba ośmieszenia czegoś czy kogoś.
W dzisiejszym świecie sieci to wyjątek :)
Więc lubię Ciebie czytać, bo taki sposób wyrażania mysli jest mi bliski. Widać dokładnie, że lubisz ludzi, a i z tego nie najdoskonalszego ze światów potrafisz wśród jego całego zła i głupoty wyłuskać drobiny dobra. Dzięki Ci za to :)

Na razie przeczytałam tylko ten post przedświąteczny.
Dwa następne teksty też przeczytam później. Chciałam Ci tylko dac znać, że już wróciłam.

Pozdrawiam i dziękuję za facebooka :)

A.

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...