poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Aulakowszczyzna. Szlakiem pogranicza litewskiego

Wreszcie kilka dni wolnych, które można wykorzystać do eksploracji tak do niedawna zaniedbanej północnej części skrawka Białostocczyzny. Dotychczas dużo bardziej pociągało mnie południe - Mielnik, Serpelice, Biała Podlaska, Grabarka, Janów Podlaski, Kostomłoty. Sam do końca nie potrafię wyjaśnić skąd się wzięło to świeże zamiłowanie do północy, może z odmiennego krajobrazu - dużo bardziej nieprzewidywalnego niż ten na południu, dużo bardziej swawolnego, radosnego, pofalowanego z miejscami, które śmiało mogłyby konkurować z pogórzem. Morenowe wzgórza figlarnie wzbijające się i opadające, z niespodziewanie wyrastającymi na ich szczytach lub w kotlinkach sosnowymi zagajnikami, porozrzucane na koloniach drewniane domki o dwuspadowych dachach w otoczeniu sadów, które lada dzień wybuchną całym urokiem wiosny.

A właściwie już wiem, właśnie sobie przypomniałem skąd się wzięła ta północ. Wystarczyły ledwie dwa zdania z nowo wydanego przewodnika po Puszczy Knyszyńskiej, wspominające o grodzisku usypanym przez Litwinów w bodaj XII wieku na pograniczu litewsko - mazowieckim, to jest na obecnym północnym skraju puszczy. Tyle razy tamtędy przejeżdżałem i nie byłem go w stanie dostrzec. Dopiero niedawno, bez najmniejszych problemów wśród falujących pól otoczonych lasem na horyzoncie od strony północnej i południowej odkryliśmy sztucznie usypane wzgórze, tak odmienne od rozsianych wokół naturalnych pagórków morenowych. Między Niemczynem a Podzamczyskiem, od południa widnieją dachy Zamczyska i niepokojący z lekka granat puszczy. Od strony zachodniej wzgórze się nieco osypało, stok jest częściow zaorany, od strony wschodniej pole już nie tak ordynarnie wdziera się na stok, ale do grodziska nie można podejść z żadnej strony, bo z każdej otoczone jest zaoranym polem. Na jego płaskim szczycie wyrosło kilka sosen i dzika grusza. Wokół hula tylko wiatr i ani żywej duszy. Nie ma nawet kogo zapytać o straszące tu duchy, o wyorywane z ziemi skorupy naczyń ceramicznych, glinanych, gorty strzał, pordzewiałe miecze.

Z Podzamczyska jedziemy do Aulakowszczyzny. Nazwa trudna do wymówienia i w swym trzonie zupełnie nie słowiańska, nie biorąc pod uwagę przyrostka “owszczyzna”. O ile dobrze pamiętam Piotr Aulak - osocznik lub myśliwiec otrzymał tę wieś jako nadanie za wierną służbę królowi w bodaj 1601 roku. Ale nie był tu pierwszym osadnikiem. Tajemnicze grodzisko tuż za wsią powstało już w XII wieku, a kto wie może i wcześniej. Zupełnie niewidoczne z asfaltowej drogi do Korycina. Pytamy we wsi starszą kobietę zamiatającą ulicę przed domem o stare grodzisko. Uśmiechnięta, życzliwa odpowiada nam, że sama o nim wie niewiele, ale jej syn może nam co nieco o zamku opowiedzieć. Ona nie jest stąd, jej teściowa też nie była stąd, ale coś o zamku wiedziała. Syn do nas nie wyjdzie, ale starsza pani po krótkiej z nim rozmowie, kiedy to rzuciła miotłę i poszła do drewnianego domku, by po chwili wrócić, wskaże nam dokładnie drogę. Zapyta jeszcze przyglądającego się nam obojętnie sąsiada czy nie wie czegoś o zamku, bo kiedyś coś tam o nim czytał w jakiejś książce. Ten odeśle nas do gminy w sprawie książki o zamku, a tymczasem wskaże żółty znak tuż za wsią, za nim wzgórze, na którym pole orze traktorem jakiś człowiek, mogący podobno opowiedzieć nam coś o grodzisku. Życzymy sobie wzajemnie wesołych świąt, dojeżdżamy do znaku informującego o zakręcie, zatrzymujemy samochód, na wierzchołku wzgórza przystaje traktor, w którego kabinie widnieje niewyraźna męska sylwetka. Uzbrojeni w aparaty wspinamy się pod górę. Podchodzimy do traktorzysty, który przygląda nam się z zaciekawieniem. Pytamy o grodzisko. Z początku nieco podejrzliwie około 40-letni mężczyzna zeskakując z maszyny pyta nas czy jesteśmy od konserwatora zabytków. Naszym zapewnieniom, że nie nie daje wiary, ale chętnie zaczyna snuć opowieść o zamku i prowadzi nas do niego.

- Tu przed wami, tam w dole, gdzie rosną te wierzby, to jest grodzisko.

Jego kontury przez stulecia znacznie się zatarły, ale można dostrzec sztucznie usypane niewysokie wzniesienie.

- Tam kiedyś ludzie wybierali glinę i jak kopali, to wykopywali poczerniałe, spalone drągi. Połowa grodziska jest moja, a połowa wójta.

Stajemy na szczycie wzniesienia, od strony południowej przylegającego do stoku wysokiego wzgórza, na którym pole ma nasz przewodnik. Nie bardzo potrafię zrozumieć dlaczego grodzisko nie zostało wzniesione na samym szczycie. A może to było podgrodzie? Choć z tego, co mówi gospodarz wynika, że podgrodzie musiało być jeszcze niżej, tam gdzie jest łąka, na której orząc odkrywał kolejne spalone bale.

Ze wzgórza roztacza się przepiekny widok na radosne pagórki z budzącą się do życią roślinnością - sosnowe zagajniki, wierzby rosnące tuż przy rzece - Kumiałce, drewniane przytulne zabudowania wioski.

- Dziadek mówił, że tu straszy w nocy.

- A pan widział ducha?

- Ja nie, ale nigdy w nocy tu nie przychodziłem - śmieje się - A może dziadek nie chciał po prostu, by wnuki same tu chodziły.

W międzyczasie na szczycie wzgórza pojawia się drugi traktor.

- To ojciec przyjechał, zobaczył, że mój traktor stoi i zaniepokoił się.

Zrobiwszy mnóstwo zdjęć, wdrapujemy się na szczyt wzgórza. Witamy się z przybyłem tatą naszego przewodnika, który to jeszcze raz upewniwszy się czy, aby na pewno nie jesteśmy z jakiegoś urzędu, nabrał do nas zaufania.

Przez kilkanaście minut rozmawiamy jeszcze z mężczyznami o możliwości wykorzystania tak drogocennego skarbu na własnym polu, trochę o historii samego grodziska, a później już tylko słuchamy o rosyjskim generale, który zginął we wsi w 1944 r., którego ciało ekshumowano w latach 50-tych i wywieziono do ZSRR, o cmentarzysku cholerycznym na polu po drugiej stronie drogi do Korycina, o katiuszach, który stały we wsi i w 1944 r. ostrzeliwały Kamionkę, w której okopali się Niemcy, o pradziadku, który opowiadał albo nawet brał udział w powstaniu listopadowym(choć chyba raczej powinno to być powstanie styczniowe).

Rozmowa z synem i ojcem to prawdziwa przyjemność, są istną skarbnicą wiedzy. Prości, dobrzy ludzie, o łagodnych uśmiechach i spokojnych spojrzeniach.

Czas nas jednak nagli (sobota przed Wielką Nocą), tu także życzymy sobie wzajemnie wesołych świąt i wyruszamy w dalszą podróż…

CDN…

Zdjęcia z wyprawy opublikowalem w tym oto poscie.

Brak komentarzy:

Błyski - część 37

Kontakt z braćmi, pozostałymi za granicą, która jak się wydawało, okrzepła już na dobre, był mocno ograniczony, przez pewien czas nie istnia...