czwartek, 24 lutego 2011

Children of the revolution. Na punkową nutę, a więc dość ostro

Nie przypuszczałem, że przyjdzie mi żyć w tak ugrzecznionych, filisterskich i nudnych czasach. Słucham wczoraj w drodze powrotnej w Radiu Białystok wywiadu z Marszałkiem Sejmiku Samorządowego Województwa Podlaskiego, któremu prokuratura kilka dni temu postawiła zarzuty nadużyć przy obsadzaniu stanowisk w Urzędzie Marszałkowskim, jemu i kilku innym politykom PO, w tym byłemu dziennikarzowi, który niegdyś miał uchodzić za wzrozec obiektywizmu i krystalicznej uczciwości. Dziennikarka Radia Białystok śmiało sobie poczyna w rozmowie z urzędującym wciąż bądź, co bądź Marszałkiem. Jakoś mi się to wszystko w głowie w spójną całość nie układa, bo ani prokuratura nie słynie z takiej odwagi, by sama z siebie, tak z własnej inicjatywy, stawiać zarzuty wysoko postawionym, mocno w hierarchii dziobania usadowionym politykom, ani też dziennikarze lokalnych mediów nie są na tyle odważni, by tak śmiało sobie poczynać z lokalnymi baronami, by podnosić na nich głos, i doprowadzać do stanu, w którym, już nie prowadzi się wywiadu, ale przesłuchuje i oskarża swego gościa. Bo to rzecz nie w odwadze, ale w umiejętności wyczucia, z której strony wieje wiatr historii, przez małe "h", takiej lokalnej, wiatr, na który składają się podmuchy innych lokalnych baronów, silniejszych niż ci, którym stawia się zarzuty. Ot takie sobie starcie frakcji, walka o wpływy i pozycję, doskonale sharmonizowana z tarciami na świeczniku, w samej przecież Warszawie. Grunt to umiejętnie się ustawić odpowiednio do kierunku wiatru i wiedzieć na co można sobie pozwolić.

Oczywiście tajemnicą poliszynela jest fakt, iż obsadzanie stanowisk w urzędach odbywa się po wielokroć z naruszeniem procedur konkursowych. Zanim ogłoszenie pojawi się w Biuletynie Służby Cywilnej, już pół urzędu wie, a przynajmniej ci, co wiedzieć powinni i moga, kto dane stanowisko obejmie. I Marszałek biedaczyna sam się troche pogrążył, bo jakby dał do zrozumienia, że przecież wszyscy mają rodizny, żony, dzieci, ale zapytany już przez dziennikarkę co właściwie ma na myśli, nie potrafił swojej jakże lotnej myśli ubrać w słowa. Po raz pierwszy stracił głos i pogubił się dokumentnie.

I jakoś tak przez przypadek przypommniały mi się słowa pewnego księdza, modnego, okejowca, wyważonego, który w wywiadzie dla pewnej partyjnej gazetki nie tak dawno rozpływał się w zachwytach nad standardami wprowadoznymi przez obecne władze, które rzekomo miały skończyć z państwem kolesiów. Osobiście uważam, że każdy ksiądz ma prawo do swoich przekonań politycznych, tak jak każdy obywatel, może je nawet publicznie głosić, pod warunkiem, że nie przekroczy granicy, za którą zaczyna się kłamstwo, naiwność, prywata lub czysta głupota. W którym z tych czterech kierunków wyruszył ów ksiądz, nie mnie to rozstrzygać. Włos mu z głowy nie spadnie.

I jeszcze ten forsowany tak usilnie podział na katolicyzm otwarty, estetyczny i walczący, zamknięty. Jeden gardzi tym prostym, niedouczonym, niewykształconym, z małych wsi i miasteczek, a ten drugi złym i wrogim reprezentantem świata dekadencji, łżeliberalizmu i nikczemnej lewicowości. Ten pierwszy do bólu trzewi ugrzeczniony, tak, że aż nudny, jakby nie miał energii, bo i skąd może mieć skoro tez wchodzi w wątpliwe sojusze z tronem, w nadziei tak naprawdę nie wiadomo na co. Jak to możliwe, że nakład lutowo - marcowej "Więzi" w 40 miliniowym kraju wynosi 2100 egzemlarzy, podczas gdy jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się, że liczba ta sięgała 5000? Katolicyzm "Więzi", "Znaku", "Tygodnika Powszechnego" i katolicyzm Radia Maryja. Zawsze wydawało mi się, że katolicyzm należy utożsamiać z powszechnością, a nie okopywaniem się na swoich pozycjach, widocznie się myliłem.

I w tym wszystkim żadnego buntu, żadnej swobody, żadnej odwagi myśli. Wszystko przemielone, powtarzane, pzrepisywane do znudzenia. Nawet "Krytyka polityczna" już poległa na poprawności politycznej, stępiła swoje ostrze do granic możliwości, i ledwie się toczy na paliwie mody i saloniku na Nowym Świecie, który wycieczki z prowincji odwiedzają, jak cukiernię Wedla.

I ten cały platformiany filisterski świat nie oferujący nic poza pozorem, ułudą, obmierzłą gładkością szczwanych lisów o mentalności bazarowych cwaniaczków, którzy ubrali się w lepsze ciuchy, zaczęli palić cygara i bywać w operach oraz teatrach. I opozycja, która wciąż udowadania, że jedyna zmiana na jaką można liczyć, to wymiana miśków z jednej partii, wrogiej, antynarodowej, na miśków swoich, dobrych, bo wiernych, choć miernych i tępych, ot taki tradycyjny rytuał, niezależnie w jakie by hasła go nie ubrać. Pozorny konflikt, który Rafał Matyja doskonale w ostatnich "Rzeczach Wspólnych" opisał mniej więcej tak: "Do polityki organizowanej przez ten konflikt garną się w młodym pokoleniu przede wszystkim idioci i cynicy". I nie sposób się z nim nie zgodzić.

I te wszystkie dzienniki, tygodniki, opinie, komentarze, które zanim zacznie się czytac, już z góry wiadomo, co ich autorzy zechcą powiedzić. Rugownie pluralizmu prawdziwego w mdiach publicznych, prywatne stacje telewizyjne prowadzące własne interesy i własną politykę.

I to ma być państwo będące spadkoiecą republikanskich idei Solidarności? W którym ponad połowa obywateli nie uważa za stosnowe, by raz na kilka lat spełnić swój obywatelski obowiązek, w którym rzetelni biznesmeni mogą liczyć na to, że jeśli nie zechcą współpracować z odpowiednimi grupami trzymającymi władzę, to przyjdą po nich panowie, zamaskowani, z karabianmi, wyskoczą z helikopterów, jak w Czeczenii podczas "zaczystek", brakuje tu jeszcze tylko federałów z BTRów, i trafią do aresztu co najmniej na rok, by później być oczyszczonym z zarzutów i otrzymać odszkodowanie, które orzeknie jedyny stojący na straży sprawiedliwości w tym kraju Trybunał Praw Człowieka w Strasurgu, a na które złożą się uczciwe płacący podatki, bo przecież nie ci, którzy korzystają z ulg.

I w nikim nie wzbiera bunt i gniew! Najmniejszych szans na niepokornych, tak prawdzwie, a nie tych namaszczonych przez wpływowe środowska, z jakiej by one nie były strony.

Żaden przedstawiciel elit nie zagrzmi na marszałka, dla którego pojęcie kultury palamentanej to czysta abstrakcja, i który wprowadza w warstwie językowej i proceduralnej praktyki żywcej wyjęte ze Zgromadzenia Narodowego Białorusi.

By nie dopuścić do władzy znienawidzonego ugrupowania politycznego, przymknie się oczy na największą nawet podłość, z przestępstwa uczyni fatamorganę (mowa o aferze hazardowej, której nie było, a skoro nie było, to musiała być fatamorganą) i w iście orwellowskim stylu nikczemność nawet nazwie odwagą, konformizm zaś zmierzaniem pod prąd.

A tymczasem wzrasta bezrobocie wśród absolwentów nawet nie tylko prowincjonalnych uczelni, ale także tych renomoanych.

Żal mi jednak tych czasów dawnych autentycznego buntu. Co prawda lata 80-te to czas, kiedy byłem jeszcze zbyt mały, by jeździć do Jarocina, ale ich ducha i atmosferę czuć jeszcze było na początku 90-tych, kiedy już buntować się mogłem pełną parą. I żal mi tego obecnego młodego pokolenia, które o buncie nie ma zielonego pojecia, dla którego przejawem buntu i nonkonformizmu, jest oplucie staruszki modlącej się pod krzyżem, i opowiadanie bredni o "piswoskim gównie i szambie" (cytaty z FB). Bo przeciwnik polityczny, ba, jaki przeciwnik, osoba o odmiennych poglądach, to już nie oponent tylko wróg najgorszy, którego należy zniszczyć. Nie chcę problemu sprowadzać do konfrontacji PO i PiS, bo w poruszaniu sznurkami pacynek wyspecjalizowały się obie siły. W kolejce czekają już następni, w kolejce do przjęcia sznurków i pacynek, a nie do nauki poruszania sznurkami, bo tę technikę mają opanowaną do perfekcji.

Żal mi tych kolegów i koleżanek, któzy ukończywszy studia z dobrymi wynikami wyjechali gdzieś na Wyspy, do Niemiec, niektórzy zostali np. doskonałymi fotografami i komunikują się już tylko in English, inni uprawiają slalom wciąż w kafejkach między stolikami. Dawni butnownicy, brzydzący się cynizmem wulgarnym (nie mylić z cynizmem starożytnyc cyników), sami weszli, jak w masło, w walkę frakcji i rozdających karty w mafijnych niemal grupach bezwzględnych graczy. Inni 10 lat po studiach wciąż mieszkają z rodzicami, ale to bez wątpienia prąd zachodni - objaw pauperyzacji klasy średniej, który dociera już i do nas, tyle, że ta nasza pożal się Boże znaczna część tzw. klasy średniej jeszcze nia miała okazji wzbogacienia się (czytaj - życia godnego).

Ale ta bańka nadmuchiwana przez speców od PR i marketingu politycznego czy jakiegkolwiek innego jeszcze pęknie, te wszystkie sojusze katolicyzmu estetycznego i zamkniętego z tronem odejdą w niebyt. To niemożliwe, by państwo i społeczeństwo trwały w takim marazmie, w takiej ułudzie i apatii. Nie wiem, jaki kształt przybierze rewolucja, ale ona z pewnością nastąpi. Punk's not dead!

Tylko zamiast "no future" wolałbym" there is future".

Brak komentarzy:

Północne obrzeża Puszczy Kampinoskiej - Powiśle Kampinoskie - z nadzieją na powrót

Ostatnia wspólna z Mamą majówka w 2023 r. Wówczas nie dopuszczałem takiej myśli, że może być ostatnią. Łagodne majowe słońce, delikatne powi...