poniedziałek, 22 lutego 2010

Polacy od Giedroycia i Polacy od Łukaszenki

Wiedza przeciętnego Polaka na temat Białorusi jest mniej więcej taka, jak na temat Burkina Faso. Każdy coś tam słyszał o Łukaszence, o prześladowaniu Polaków, i na tym ta wiedza się kończy. Chętnie wszystkich katolików utożsamiamy z Polakami. A w ekstremalnych przypadkach – jak to się zdarzyło pewnemu memu znajomemu – pytamy np. o to czy Białorusini wytworzyli jakąkolwiek kulturę wyższą. Do pracy w urzędach konsularnych wysyłamy czynowników nie znających języka białoruskiego, bo przecież sami Białorusini nie władają językiem białoruskim. Nic tylko pogratulować takiego myślenia, idącego bez wątpienia na rękę obecnemu reżimowi.

Mało kto w Polsce wie, że są na Białorusi środowiska żywo interesujące się tym, co się w Polsce dzieje, życzliwe Polscei Polakom. Gdzieś w tych okolicach umieściłbym białoruską opozycyjną gazetę "Nasza Niwa", która kilka dni temu opublikowała interesujący artykuł "Spróbujcie z nami powalczyć Polacy" autorstwa Zmiciera Pankavieca. Oto kilka fragmentów z tejże publikacji:

"Oficjalny Mińsk po raz kolejny poszedł na zaostrzenie stosunków z Warszawą. W centrum uwagi znów znbalazła się sytuacja ze Związkiem Polaków. Ta historia rozpoczęła się jeszcze pięć lat temu. 13 marca 2005 r. na zjeździe Związku na nowego przewodniczącego wybrana została młoda nauczycielka Andżelika Borys. Zastąpiła na tym stanowisku Tadeusza Kruczkowskiego. Wcześniej Kruczkowski wsławił się tym, że oznaczył liczebność Polaków na półtora miliona osób. To znaczy, że zaliczył do grona Polaków wszystkich katolików. Jednocześnie często używał zwrotu o "zewnętrznym wrogu" mając na myśli białoruski ruch odrodzeniowy. Mimo to działalność przewodniczącego o tak fundamentalnych poglądach była władzom białoruskim na rękę."

"Grupa z Andżeliką Borys była już zupełnie inną formacją. Ich poglądy w znacznej mierze ukształtowały się podwpływem redaktora paryskiej "Kultury" Jerzego Giedroycia. Giedroyć nie marzył o zwróceniu Grodna czy Lwowa Polsce. Polska, uważał redaktor, powinna być żywotnie zainteresowana tym, aby miasta te należały do zaprzyjaźnionych z Polskąpaństw. Naturalnie, nieobcymi dla nowego kierownictwa Związku Polaków, były idee demokracji i liberalizmu. Władzezdecydowały, że nie uznają zjazdu, na którym została wybrana Andżelika Borys. Ten moment należy uznać zachwilę nastąpienia rozłamu w organizacji."

Wracając jeszcze do naszej ignorancji odnośnie Białorusi, nigdy nie mogłem pojąć jak można uznawać siebie zaświadomego Polaka i jednocześnie z pewną protekcjonalnością odnosić się do Białorusinów, wszystkich białoruskich katolików z góry uznawać za etnicznych Polaków. Pewna znajoma Białorusinka wyznania katolickiego, mieszkająca w Mińsku przytaczała historię, kiedy podczas rozmowy telefonicznej z przedstawicielem pewnej polskiej organizacji z Polski jej interlokutor zaproponował niemal od razu, by przejść do tematu jej polskich korzeni, których ta nie miała.

Wydaje się, że to automatyczne kojarzenie katolicyzmu z polskością, pokrzykiwanie o polskości ziem białoruskich, protekcjonalność wobec Białorusinów, jest na rękę przede wszystkim reżimowi. Łukaszence jest dużo wygodniej mieć wroga w postaci Polaków na Białorusi i tu w Polsce, którzy opowiadają o "zewnętrznym wrogu" wpostaci białoruskiego ruchu odrodzeniowego, o Polakach – katolikach, uważających, że polscy urzędnciy wcale niemuszą znać języka białoruskiego, bo przecież sami Białorusini rzadko kiedy nim władają, niż w postaci środowiska Andżeliki Borys, ludzi młodych, energicznych, wykształconych, władających znakomicie językiem białoruskim. Tych, którzy nie wierzą odsyłam do bloga Andrzeja Poczobuta – dziennikarza, członka Związku Polaków na Białorusi, zatrzymanego niedawno przez władze białoruskie. To środowisko można bez wątpienia określić, jako demokratów, którzy stoją na straży interesów mniejszości polskiej przy poszanowaniu praw Białorusinów do ich własnego państwa, ich kultury, narodowego języka. Ta grupa kojarzy mi sięnieodmiennie z międzywojennymi krajowcami, którym co prawda marzyło się wskrzeszenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale przede wszystkim zależało na zbudowaniu równorzędnych, partnerskich relacji z Litwinami i Białorusinami. Mam poczucie, że na Białorusi tworzy się coś pięknego – jakaś pokojowa synteza polskości i białoruskości, stanu, w którym światli i świadomi Białorusini nie uaptrują w Polsce i Polakach zagrożenia, a Polacy w pełni uznają prawo Białorusinów do własnej państwowości i tożsamości. Takie środowisko jest dla Łukaszenki wyjątkowo niezbezpieczne, bo nie dość, żenie poddaję się kontroli władz, jest rozsadnikiem dykatatury, to jeszcze przeczy negatywnemu stereotypowi Polaka, tworzy swego rodzaju alians białoruskich i polskcih sił demokratycznych nie mających nic wspólnego z nacjonalizmem żadnej ze stron; wymyka się starej, dobrej, sprawdzonej strategii wszelkcih opresywnych rządów, w myśl zasady "dziel i rządź".

Stąd też wydaje mi się, że każdy kto pokrzykuje o jakimś powrocie kresów do macierzy, kto lekceważąco odnosi się do białoruskich aspiracji państwowych, narodowościowych, kto w każdym katoliku widzi Polaka, staje się świadomym albo nieświadomym agentem FSB lub KGB, kto jak woli.

poniedziałek, 1 lutego 2010

Styczniowe Wilno. Litewska droga do Wolności. Część 1


Miałem wtedy ledwie 15 lat, i czułem się na tyle bezpiecznie, że nie zdawałem sobie sprawy z grozy wydarzeń, które rozegrały się w odległości - w prostej linii - około 240 km od mojego rodzinnego miasta. Byłem święcie przekonany, że Polska odzyskała niepodległość w 1989 r., że jest już państwem na tyle niezależnym, demokratycznym i silnym, że nic złego wydarzyć się tu nie może. Czy można 15 - latkowi czynić jakikolwiek zarzut z jego bezmiernej naiwności?

Przerażające zdjęcia spod wieży telewizyjnej w Wilnie, barykady na ulicach styczniowego miasta, ludzie barbarzyńsko rozjechani przez sowieckie czołgi, barykady pod parlamentem, Gorbaczow krzyczący przed kamerą, że nigdy nie pozwoli Litwinom na oderwanie się od Związku Radzieckiego. Przeszywający dreszcz zgrozy przy jednoczesnym poczuciu, że u siebie jesteśmy już prawdziwie wolni i bezpieczni. Tylko tyle z tego czasu pamiętam, a historię Litwy zaczyłem odkrywać ledwie 2 lata temu.




Litewski parlament, w styczniu 1991 r. otoczony barykadą.



Oznaczenie miejsca, w którym wzniesiono barykadę (w pobliżu Parlamentu)



Kapliczka z czasu obrony niepodległości, za szklaną ścianą i zadaszeniem chroniącymi "pamiątki" z tego okresu, tuż przy Parlamencie.



Zdjęcia osób, które zginęły 13 stycznia 1991 r na ulicach Wilna, m. in. w czasie obrony wieży telewizyjnej. Spojrzenie prosto w twarze tych odważnych osób uzymsławia całą tragedię krwawych styczniowych wydarzeń. Najbardziej zapada mi w pamięć oblicze młodej, pięknej Lorety Asanaviciute (1967 - 1991).



Pozostałości barykady z 1991 r.
 

Katrynka - kontrasty

Puszcza Knyszyńska już od niepamiętnych czasów wydawała mi się być bramą do innego świata. Z Białostoczka była to zaledwie kilkunastominutow...