Wieść o cudzie musiała się rozejść po kraju lotem błyskawicy. I nadarzyła się kolejna okazja, by wybrać się do ukochanej Warszawy. Ta Warszawa będzie się już przewijać, z różną częstotliwością, przez całe życie. Później jeszcze studia Florci na Uniwersytecie Warszawskim, aż w końcu niemal pełnych sześć lat zamieszkiwania w niej przed rozstaniem z tym światem 17 sierpnia 2023 roku, bo tego dnia historia zatoczy pełne koło, od poczęcia w mieszkanku w kamienicy na placu Kazimierza Wielkiego do Szpitala Wolskiego przy Kasprzaka. Życie zaczęło się i zakończyło na Woli.
Ale teraz jest ciepły i słoneczny październikowy dzień, pociąg jedzie wolno, miarowy stukot kół nie wygłusza jednak emocji i nie czyni podróży monotonną. Kobiety jadą do swojej Matki, która towarzyszy im nieustannie w każdym miejscu, spogląda z obrazów, roztacza opiekę, gdy wyruszały w nieznane z Wilna, gdy osiadły w Białymstoku. Oswaldek wybył już w wielki świat, w Białymstoku było mu za ciasno, zresztą jego takie opowieści, wydarzenia nie interesowały, gdyby nawet był na miejscu, znalazłby bez problemu jakiekolwiek pretekst, by bez potrzeby nie jechać do Warszawy. Życie było tam gdzie koledzy, gdzie się rzeczywiście coś działo, co wywoływało dreszcz ekscytacji, podnosiło adrenalinę. Później będzie też często powtarzał, że on się nie chce naprzykrzać Panu Bogu. W końcu pociąg dociera do właściwej stacji. Już od dworca formują się spontanicznie grupy sunące w stronę Nowolipek. Słońce chyli się już ku zachodowi, za moment zapadnie zmierzch. Neoromański kościół świętego Augustyna, z czerwonej cegły, ze smukłą wieżą sięgającą niemal nieba, w roku 1940 znalazł się na terenie getta. W czasie likwidiacji getta Niemcy w nawach świątyni urządzili magazyn, w którym gromadzili zrabowane mienie żydowskie, zaś po wybuchu powstania warszawskiego na wysokiej wieży umieścili punkt obserwacyjny i gniazdo broni maszynowej. Niedaleko był też Pawiak, z którego okien więźniowie po raz ostatni w swoi życiu mogli spojrzeć na krzyż osadzony na świątyni. Tymczasem w stronę Nowlipek ciągnęli warszawiacy i przyjezdni, cały przekrój społeczny, wszelkie grupy wiekowe, pączowszy od dzieci z rodzicami po staruszków, osoby, które właśnie wyszły z pracy, i te, które przyjechały do Warszawy gdzieś z daleka specjalnie po to, by ujrzeć cud. Na całej trasie, począwszy od dworca, w oczy rzucały się grupki podenerwowanych milicjantów. Na ulicach wyraźnie wyczuwalna była atmosfera ekscytacji, jakiejś euforii, na twarzach mijanych osób odmalowywała się czasem radość, czasem zwykłe zaciekawienie, a nierzadko niezrozumienie tego, co się wokół dzieje. Bliżej Nowlipek tłum gęstniał. Podejście pod sam kościół stało się niemożliwe. Aby zająć jakieś w miarę sensowne miejsce obserwacyjne, trzeba się było przedzierać między stojącymi i wpatrującymi się w stronę zwieńczenia wieży kościoła. Jedni stali oniemiali w zachwycie z zadartymi głowami, inni mówili, że nic nie widzą. Gdy Gienia z Florcią w końcu dotarły najbliżej świątyni jak się tylko dało i przystanęły, przeszła obok nich starsza kobieta z papiersoem, psiocząc na zgromadzony tłum i niezadowolnym tonem rzucała do zgromadzonych:
- Co wy tam widzicie?! Tam nic nie ma!
I klnąc siarczyście zniknęła gdzieś w tej ludzkiej gęstwinie.
- A ty mamo widziałaś tam Matkę Boską? Ty i babcia widziałyście ją?
- Tak, my wdziałyśmy...
- Wyraźnie?
- Tak, nad wieżą widziałayśmy świetlistą postać.
- A jak ona wyglądała?
- Była w sukni, unosiła się z rozpostartymi dłońmi, wyglądała tak jakby była zafrasowana.
Matka i córka były przekonane, że świetlista postać, będąca Matką Boską, wlała wówczas w ludzi jakąś wielką nadzieję, przyniosła im radość, umocniła ich wiarę i pogłębiła miłość. Cud na Nowlipkach nie został uznany przez Kościół katolicki. Kuria wydała oświadczenie, że jest to zjawisko całkowicie naturalne. Władze państwowe początkowo miały trudności z uporaniem się z owym cudem, kilkukorotnie zamalowywano hełm wieży kościelnej, by nie dawał żadnego odblasku, ale kres tym licznym manifestacjom na Nowlipkach położyły dopiero aresztowania wśród przyjeżdżających i obserwujących. Zatrzymano w sumie ponad siedmeset osób, a niemal połowę spośró nich stanowili przyjezdni z różnych regnionów Polski. Zjawisko zaczęło się wymykać rządzącym spod kontroli i stawać coraz bardziej niezbezpieczne.
Dla Genowefy i Florentyny ta opieka Matki Bożej była czymś tak naturalnym, jak oddychanie, nigdy w nią nie powątpiewały, miały pewność, że Niebieska Matka nad nimi czuwa, modli się i wyprasza potrzebne łaski. Żadne komunikaty, oświadczenia kurialne nie miały większego znaczenia, nie mówiąc już o państwowej propagandzie.
niedziela, 5 stycznia 2025
Błyski - część 38
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Błyski - część 38
Wieść o cudzie musiała się rozejść po kraju lotem błyskawicy. I nadarzyła się kolejna okazja, by wybrać się do ukochanej Warszawy. Ta Warsza...
-
Wedle opowieści Babci powtarzanych mi przez moją Mamę Litwini mieli mieć piękne głosy i pięknie śpiewać. Mieli też w zwyczaju często się ze ...
-
Lesław Maleszka stanowi chyba najlepszy przykład agenta, który ochoczo i nadgorliwie współpracował ze służbami specjalnymi. Historie o łaman...
-
Bujny ogród, drzewa owcowe - wiśnie, śliwy, jabłonie, grządki warzywne, kwietne, malwy pod oknami, maliny, krzewy porzeczek, wysokie trawy, ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz