poniedziałek, 4 lutego 2013

Sokółka (część I)






































Rozpisywanie się o historii Sokółki, przy obfitości wszelkich materiałów o niej dostępnych także online, nie ma większego sensu, podobnie przepisywanie książek czy artykułów porozrzucanych w wielu czasopismach. Sokółkę odwiedza się dla niespotykanego w żadnym innym miasteczku Podlasia klimatu. Nie oznacza to, że jest ona ciekawsza czy bardziej urokliwa od Bielska Podlaskiego, Siemiatycz, Mielnika, Drohiczyna czy Dąbrowy Białostockiej. Bliskość Grodna, Bohonik, Kruszynian, Puszczy Knyszyńskiej, Różanegostoku, a także - jakby to dziwacznie nie zabrzmiało - Wilna (oddalonego od Sokółki o 200 km na północny wschód), tworzą absolutnie niepowtarzalny klimat tego miasteczka, pogranicznego, otoczonego typowo litewskimi krajobrazami - pnącymi się, począwszy już od rogatek Białegostoku, coraz wyżej zielonymi pagórkami, porozrzucanymi na nich sosnowymi zagajnikami, falującymi zbożami, malowniczymi wioskami z licznymi wciąż jeszcze drewnianymi domkami o dwuspadowych dachach, smukłymi przydrożnymi krzyżami i kapliczkami, ciemnymi kniejami, będącymi pozostałościami dawnej Puszczy Grodzieńskiej, ciągnącymi się wąskim klinem od okolic Dąbrowy Białostockiej, dalej na południe przez Trzciankę z jej tajemniczym wczesnośredniowiecznym grodziskiem, na którym znaleziono arabskie dirhamy, w stronę Puszczy Knyszyńskiej koło Rozedranek.

Do Sokółki najlepiej przybyć w dzień powszedni, kiedy miasto żyje swoim naturalnym rytmem, pulsuje codziennością zwyczajną aż do granic możliwości i przez to wzruszająco piękną, kiedy staruszkowie podpierając się drewnianymi laskami wychodzą na popołudniowy spacer, ludzie w średnim wieku załatwiają sprawy najprawdopodobniej urzędowe i robią zakupy, młodzież i dzieci wracają ze szkół. Wtedy właśnie powinniśmy zapuścić się w jakąkolwiek uliczkę, wychodzącą od dawnego rynku, i krążyć podobnymi bez bliżej sprecyzowanego celu, poza odkryciem prawdziwego klimatu miasta, tego wszystkiego, co jest ukryte przed okiem przejeżdżających w pośpiechu przez liczne wsie i miasta podróżnych, którzy śpieszą do określonego, znanego celu, pogardzając nieco miejscowościami nie ujętymi w popularnych przewodnikach, o których brak wzmianek w stacjach TV. O Sokółce było co prawda jeszcze nie tak dawno głośno przy okazji Cudu Eucharystycznego, choć to akurat wydarzenie w klimacie współczesnej Polski, przydaje miasteczku raczej aury albo taniej sensacji, albo polskiego zacofania i zabobonu, zupełnie niesłusznie zresztą. By być sprawiedliwym trzeba dodać, że ciągną tu też tłumy pielgrzymów, żarliwie wierzących w objawienie się Chrystusa za sprawą Hostii, która w czasie sprawowania Eucharystii upadła jednemu z księży na ziemię. Któregoś razu w nieodległej Świętej Wodzie natknęliśmy się na autokar pielgrzymów z Rumunii ciągnących właśnie do Sokółki, by pomodlić się przed Cudowną Hostią.

Ale Sokółka to nie tylko Cud, nie tylko pełne uroku przedwojenne drewniane czy murowane domki, to nie tylko Muzeum Ziemi Sokólskiej z arcyciekawą wystawą poświęconą polskim Tatarom, mieszczące się w XVIII-wiecznym budynku wzniesionym jeszcze za czasów podskarbiego litewskiego Antoniego Tyzenhauza, ale też ludzie, których spotykamy na ulicach, przy kościele, którzy potrafią podejść do nieznajomego i zupełnie spontanicznie nawiązać serdeczną rozmowę. To oczywiście domena ludzi starszych, bo młodzież się glajszachtuje się chyba wszędzie.

I warto poświęcić na krążenie po Sokółce kilka dobrych godzin, tak zupełnie swobodne, bez nerwowego spoglądania na zegarek, bez pośpiechu...



Katrynka - kontrasty

Puszcza Knyszyńska już od niepamiętnych czasów wydawała mi się być bramą do innego świata. Z Białostoczka była to zaledwie kilkunastominutow...